Mexico 2010 – „II-ga Polska wyprawa”
zobacz też filmy zrealizowane przez Antka Hinza
Meksyk cz.1
Meksyk cz.2
Po raz drugi skompletowałem polską ekipę zwiedzającą Meksyk. Nasz zespół składał się tym razem z: Antoni Hinz (po raz pierwszy w Meksyku), Darek Raczko (po raz drugi w Meksyku) oraz ja (po raz dziesiąty w Meksyku). Trasa zaplanowana została w terminie skrzętnie omijanym przez wszystkich, z uwagi na rozpoczynającą się porę deszczową. Ponieważ celem wyprawy była Baja California (Półwysep Kalifornijski), który ma klimat podobny do śródziemnomorskiego – latem brak opadów – więc liczyliśmy, że może i w centrum Meksyku nam się uda.
21.06.2010 poniedziałek – Mexico City, 0 km (stan licznika samochodu)
Po raz pierwszy lecieliśmy hiszpańskimi liniami IBERIA, z powodu najtańszej oferty. Tylko przerwa na lotnisku w Madrycie jest zbyt długa. Lądowanie odbyło się w najlepszym porządku. Po odprawie na lotnisku w Mexico City, w czasie której Darkowi przepadły kabanosy, dość szybko pojawił się pracownik firmy, z którą Darek był umówiony na wynajem auta. Po wymianie pieniędzy i zwykłych formalnościach związanych z wynajęciem auta udajemy się na zachód, w kierunku autostrady do Guadalajara. Tym razem do dyspozycji mamy nowe auto terenowe marki Jeep Wrangler z napędem na 4 koła i blokadą. Gdy opuszczaliśmy Mexico City, momentami kropiło, ale dalej było sucho, choć pochmurno. Na nocleg zatrzymaliśmy się w obskurnym motelu na obrzeżach miasta Morelia, w pokoju betonowego cabaña z dwoma betonowymi łóżkami. Antek spał na materacu ułożonym na posadzce. Zapewne z uwagi na bliskość olbrzymiego jeziora Laguna Chapala, przez całą noc cięły nas i nie dawały spać, komary. Zbyt było gorąco, by się szczelnie zapiąć w śpiworze. Kilkakrotnie wychodziliśmy na zewnątrz, by nieco ochłonąć. Antek gdzieś zerwał mandarynki, którymi smarowaliśmy się jak środkiem przeciw komarom. Zbytniego efektu nie zauważyłem.
22.06.2010 wtorek – Morelia, Jal. 290 km (Motel 250 peso za pokój)
O świcie wyruszyliśmy niewyspani dalej w drogę. Wróciliśmy do głównej panamerykany i pospieszyliśmy na zachód. Minęliśmy wielkie miasto Guadalajara i zatrzymaliśmy się dopiero w miasteczku Ixtlan del Rio w stanie Nayarit, bowiem postanowiliśmy zwiedzić tutejsze ruiny prehistorycznych budowli wzniesionych w kształcie piramidalnym.
Ruiny prehistoryczne w Ixtlan del Rio w stanie Nayarit.
Pilnie fotografowaliśmy a Antek filmował. Oczywiście, aby filmować, musieliśmy w kasie uiścić należną opłatę, podobnie jak za zwiedzanie. Może te ruiny są i ciekawe, ale długo się z nimi nie cackaliśmy, bo przecież tyle ciekawszych rzeczy było przed nami. Pojechaliśmy podrzędną drogą na północ, bowiem w tej okolicy opisywane było występowanie Mammillaria scrippsiana. Zatrzymaliśmy się przy dochodzącym do drogi wzgórzu: - Mammillaria scrippsiana GM1260 pokryte dość licznymi czerwonymi owocami. Poza opuncjami i cereusami innych kaktusów nie zauważyłem.
Mammillaria scrippsiana GM1260 Ixtlan del Rio, Nayarit
Znowu wróciliśmy do głównej drogi. Za miastem Tepic, niedaleko Yogo, jadąc nową autostradą, zauważyłem w pewnym oddaleniu ciekawe, białe skały, ale nie było czasu, by do nich się dostać. Może kiedyś w przyszłości. Również po drodze są ciekawe góry C. Mojarrag niedaleko El Pescadero nad Laguna Pescadero. Zatrzymaliśmy się dopiero w miejscu, w którym panamerykana nam to umożliwiła, blisko wzgórz przy Los Lumbros w Nayarit. Przedarliśmy się dość rzadkim lasem płosząc legwany na pobliskie wzgórze. Las utworzony był przez ceiby, akacje o olbrzymich, zamieszkałych przez mrówki kolcach, hylocereusy, bursery i wielkie bromelie: - Agave ornitobroma GM1261 o dość miękkich, czerwonych liściach - Stenocereus kerberi GM1261.1 - Ceiba aesculifolia GM1261.2 - Hylocereus undatus GM1261.3 - Aechmea guaratubensis GM1261.4 - Encyclia aenicta GM1262 kwitnąca żółtymi kwiatami - jakaś roślina z rodziny Asclepiadaceae co poznać było po owocach i nasionach.
Ceiba aesculifolia GM1261.2 Los Lumbres, Nay.
Aechmea guaratubensis GM1261.4 Los Lumbres, Nay.
Agave ornitobroma GM1261 Los Lumbres, Nay.
Stenocereus kerberi GM1261.1 Los Lumbres, Nay.
Encyclia aenicta GM1262 Los Lumbres, Nay.
Na nocleg zatrzymaliśmy się dopiero w stanie Sinaloa, w pobliżu wioski El Moral. Wybraliśmy opuszczone rancho, na którym jeszcze niedawno, sądząc po wyglądzie, mieszkało wielkie stado krów. Rozbiliśmy namioty i szykowaliśmy się do spania. Antek przygotował kolację. W okolicznych zaroślach i wysokich drzewach bardzo głośno coś ćwierkało, a właściwie skrzeczało, przy czym nie mogliśmy się zdecydować, co to za stworzenia. Chyba nie były to ptaki, ale również, albo raczej, nie cykady. Czym było ciemniej, tym głośniej się darły, ale gdy zapadła noc, ucichły zupełnie.
23.06.2010 środa – El Moral, Nayarit 1.120 km
Rankiem obudziło nas nadciągające wielkie stado krów. Czym prędzej spakowaliśmy namioty i cały dobytek i ruszyliśmy w dalszą drogę. Zatrzymaliśmy się dopiero nad rzeką Rio Piaxtla w pobliżu Ixpolino. To miejsce wybraliśmy, by znaleźć rosnące w tym stanie mamilarie. Wzdłuż rzeki poszliśmy w kierunku pobliskich wzgórz. Od podstawy były porośnięte dość gęstym lasem, a im wyżej, tym bardziej było stromo. W połowie wysokości koledzy zrezygnowali, ponieważ z każdym krokiem do góry zjeżdżali o dwa w dół. Ja wykorzystując wszelkie dostępne pnie drzew, dostałem się na sam wierzchołek, skąd roztaczał się piękny widok na dolinę rzeki. Na wapiennych skałach zobaczyłem: Mammillaria mazatlanensis GM1264.1, M. bocensis GM1264, Stenocereus alamosensis GM1264.3, Pilosocereus leucacanthus GM1264.4, natomiast na drzewach Tillandsia caput-medusae GM1264.2, Encyclia aenicta.
Tillandsia caput-medusae GM1264.2 Ixpolino, Sin.
Mammillaria bocensis GM1264 Ixpolino, Sin.
Mammillaria mazatlanensis GM1264.1 Ixpoino, Sin.
Z góry zauważyłem lepszą drogę do schodzenia, więc nią podążyłem, gdy byłem już w połowie wysokości wzgórza, nagle ścieżka się skończyła kilkumetrowym urwiskiem. Niestety, musiałem jeszcze raz wejść na wierzchołek i wrócić pierwotną drogą. Gdy dotarłem do auta, koledzy stwierdzili, że także Mammillaria mazatlanensis występuje nisko w lesie w pobliżu naszego miejsca postoju. Jednak żadnych innych kaktusów tam nie znaleźli. Pojechaliśmy dalej, zatrzymując się jeszcze przy przepięknie kwitnących przydrożnych drzewach Delonix regia. Bez problemu dotarliśmy do miasta portowego Topolobampo, skąd miał nas przewieźć prom na Baja California. Przed zakupem biletów urzędnicy zmierzyli metrówką nasz pojazd, bo od jego długości uzależniona była cena biletów. Kosztowało nas to dość dużo, bo prawie 350 USD. Mając już bilety w kieszeni i dużo czasu do terminu ustawienia się do odprawy, postanowiliśmy zwiedzić okolicę. Pojechaliśmy asfaltową drogą w kierunku wyznaczonym drogowskazami z rysunkiem obrazującym kąpielisko. Przy pobliskich wzgórzach się zatrzymaliśmy w wiadomym celu. Znaleźliśmy tu również Mammillaria bocensis GM1265.3, M. mazatlanensis GM1265.1, a poza tym Ferocactus herrerae GM1265.2, Stenocereus thurberi GM1265.4, niebiesko kwitnąca Passiflora arida GM1265.4, Jatropha dioica i wystającą ze skał Ibervillea sonorae GM1265 oraz krzewy Caesalpinia mexicana v. californica o kwiatach podobnych do storczyków.
Mammillaria mazatlanensis GM1265.1 Topolobampo, Sin.
Ibervillea sonorae GM1265 Topolobampo, Sin.
Ferocactus wislizenii ssp. herrerae GM1265.2Topolobampo, Sin.
Passiflora arida GM1265.4 Topolobampo, Sin.
W międzyczasie zatrzymało się obok nas auto policyjne zainteresowane, czego my tu poszukujemy. Gdy wyjaśniliśmy co nas interesuje, oni przestali się nami interesować. Teraz udaliśmy się nad morze. Kąpielisko utworzone jest tu wokół wąskiego, piaszczystego cypla oddzielającego zatokę od morza. Po jednej stronie jest kąpielisko z falami, po drugiej bez. Każdy może sobie wybrać, co zechce. Antek zaczął filmować nas, ale także bawiące się dzieci, z morza. Chciał mieć ujęcie tuż nad powierzchnią wody. Nie przewidział jednak, choć powinien, bo mieszka nad morzem, że czasami na Morzu Corteza też są fale, więc jedna taka fala zakryła na moment kamerę. To oznaczało tylko jedno – koniec filmowania, przynajmniej do czasu wysuszenia sprzętu. Wieczór się zbliżał, więc trzeba było wracać. W drodze powrotnej chciałem obejrzeć jaskinię, którą widziałem w drodze na plażę. Gdy do niej dotarliśmy, zobaczyliśmy jakiś ruch. Całe ściany jaskini pokryte były budzącymi się już nietoperzami, a niektóre już przelatywały nad naszymi głowami. Po chwili w powietrzu zrobił się taki tłok, że gacki zaczęły wylatywać z jaskini, kierując się na swoje odległe, nocne żerowiska. Nieprzerwany strumień tych lotników wypływał z jaskini, tworząc na niebie ciemne chmury. Fotografowaliśmy stojąc pod tą wypływającą czarną chmurą. Po chwili byliśmy mokrzy od odchodów i pogryzieni przez komary i meszki, których były tu miliony. Widocznie klimat jaskini i te odchody im pasowały. Po jakichś 8 minutach widowisko się zakończyło. Szkoda, że kamera była bezużyteczna, bo Antek mógłby zrobić film życia. Nie co dzień można zobaczyć takie widowisko.
Nietoperze na ścianach jaskini niedaleko Topolobampo, Sin.
Wieczorny wylot z jaskini.
Dość długo czekaliśmy na opróżnienie promu ze znajdujących się pod jego pokładem samochodów ciężarowych z przyczepami i naczepami. W tym czasie zostaliśmy skontrolowani przez celników z psami węszącymi narkotyki. Gdy opróżnianie się skończyło, zostaliśmy wpuszczeni na prom, jako jedni z pierwszych. Po załadowaniu aut osobowych przyszła kolej na ciężarowe. Były one ładowane i ustawiane przez kilka godzin, tak że gdy prom odbijał, już spaliśmy w wygodnych fotelach w salonie z telewizorem.
24.06.2010 czwartek – noc na promie z Topolobampo, Sin. do La Paz, BCS 1.610 km
Rano zbudziła nas syrena promu, oznajmiającego, że wpływamy do portu w La Paz.
Znowu musieliśmy poczekać na wyładunek. Nigdy bym się nie spodziewał, że takie ilości kontenerów i ciężarówek mogą zmieścić się na promie. Gdy wreszcie znaleźliśmy się na nabrzeżu, znów stanęliśmy w kolejce do odprawy i rutynowej kontroli, w czasie której poszukiwano broni, materiałów wybuchowych i narkotyków. Przecież jesteśmy na znanej drodze przerzutu tych specyfików do USA. W końcu opuściliśmy nabrzeże w Pichilingue i opłotkami La Paz wyruszyliśmy na południe. Najpierw zatrzymaliśmy się za San Perdo, widząc las składający się głównie z burser Bursera microphylla GM1265.8, wśród których rosły Ferocactus townsendianus GM1265.7 i Cochemia poselgeriana GM1265.6. W dalszej drodze zaciekawił nas kierunkowskaz z napisem „Santuario de Cactus” niedaleko El Rosario.
Santuario de Cactus - El Rosario - Stenocereus thurberi
Jest to dość rozległy teren porośnięty gęsto kaktusami cereusowatymi, głównie Pachycereus pecten-aboriginum, Pachycereus pringlei, Stenocereus thurberi, wśród których serpentynami poprowadzono ścieżki. Przy tych ścieżkach poustawiane zostały tablice opisujące te rośliny, ale również środowisko, zastosowanie itp. Przewodnik również poświęcił nam pół godziny na oprowadzanie i opowiadanie. Wracając obejrzeliśmy pobliski cmentarz a następnie leżące niedaleko stanowisko z Ferocactus townsendianus GM1265.9 i Bursera microphylla GM1265.10. Za miasteczkiem San Antonio, na poboczu zobaczyliśmy Mammillaria albicans GM1266.1 lub phitauiana bez cierni środkowych.
Ficus palmeri GM1266.2
Dalszy postój przed osadą San Bartolo spowodował rosnący przy drodze olbrzymi Ficus palmeri GM1266.2, w pobliżu którego spotkaliśmy Ferocactus townsendianus GM1266.3, Mammillaria albicans GM1266.4 i Bursera microphylla GM1266.5.
Mammillaria albicans GM1266.4
Każdy postój staraliśmy się maksymalnie skracać, bo panująca temperatura powietrza rzędu 42-46 oC do tego nas zmuszała. Mijając nadmorską Buena Vista skierowaliśmy się ku widocznym wzgórzom w głębi lądu.
Mammillaria schumannii GM1268.1
Tu widzieliśmy Mammillaria armillata GM1267, Mammillaria schumannii GM1268.1, M. poselgeri GM1268.2 oraz Ferocactus townsendianus GM1268. Początkowo myśleliśmy, że mamy do czynienia z dwoma różnymi gatunkami ferokaktusów, bo były one bardzo różnie ociernione. Jednak dalsze obserwacje przekonały nas, że chodzi tylko o jeden, dość zmienny gatunek. Teraz długo jechaliśmy bez przerwy, aż zatrzymaliśmy się w pobliżu osady Casas Viejas.
Mammillaria schumannii GM1269.2
Tutaj na dwóch stanowiskach znaleźliśmy tylko Mammillaria phitauiana GM1269, Ferocactus townsendianus GM1269.1 i Mammillaria schumannii GM1269.2. Minęliśmy San Jose del Cabo i skierowaliśmy się na zachód, na sam cypel półwyspu kalifornijskiego w Cabo San Lucas.
Mammillaria armillata GM1271
Mammillaria armillata GM1271
Echinocereus sciurus GM1273.1
Mammillaria phitauiana GM1273
Mammillaria phitauiana GM1273
Stenocereus thurberi ssp. litoralis GM1273.2
Mammillaria schumannii v. globosa GM1270
Po drodze zatrzymaliśmy się w pobliżu widocznych z drogi czerwonych płaszczyzn skalnych, na których ma występować Mammillaria schumannii v. globosa. Ponieważ przejechaliśmy to miejsce, musieliśmy zawrócić, a na czteropasmowej drodze nie jest to łatwe. Zawróciliśmy kilka kilometrów dalej i zatrzymaliśmy się naprzeciw upatrzonego stanowiska. Jednak postanowiliśmy zobaczyć, co rośnie po tej stronie drogi. Tutaj zobaczyliśmy poszukiwaną Mammillaria schumannii v. globosa GM1270, ale tylko wyjątkowo nieliczne, ledwie z ziemi wystające główki. Znacznie więcej było Mammillaria armillata GM1271, jasno ocierniona Mammillaria capensis GM1272 z długimi, czerwonymi owocami, Mammillaria phitauiana GM1273 z żółtopomarańczowymi owocami, Echinocereus sciurus GM1273.1 z pąkami kwiatowymi, kwitnące Stenocereus thurberi ssp. litoralis GM1273.2 i Stenocereus (dawniej Machaerocereus) gummosus GM1273.3 oraz Ferocactus townsendianus GM1273.4. Nie sprawdzaliśmy więc populacji ze strony przeciwnej, ale pojechaliśmy do Cabo San Lucas, gdzie dobrą godzinę spędziliśmy na kipiącej życiem plaży, obserwując przelatujące pelikany, rybaków na łodziach, dzieci i nie tylko. Antkowi udało się podsuszyć kamerę, więc kilka ujęć wykonał.
Ponieważ osiągnęliśmy sam południowy cypel półwyspu kalifornijskiego, więc teraz drogę mieliśmy po stronie oceanicznej, czyli zachodniej, na północ.
Ferocactus townsendianus GM1273.4
Mammillaria armillata GM1274
Agave capensis GM1276.1
Echinocereus sciurus GM1276
Mammillaria peninsulae GM1275
Gdy po lewej stronie drogi zobaczyliśmy wypożyczalnię quadów oraz ich cały rząd jadący po wydmach, zatrzymaliśmy się i za przylegającym ogrodzeniem znaleźliśmy Mammillaria armillata GM1274, Mammillaria peninsulae GM1275, Echinocereus sciurus GM1276, Agave capensis GM1276.1 i Mammillaria schumannii GM1276.2. Dzień nieubłaganie dobiegał końca zmuszając nas do znalezienia miejsca na nocleg. Wybraliśmy nadoceaniczny brzeg, do którego dotarliśmy piaszczystym korytem wyschniętej o tej porze roku rzeki. Widać było, że te miejsca są okresowo zalewane, ale nic nie wskazywało na jakikolwiek deszcz. Rozbiliśmy namioty, przy których krzątał się Darek, a ja z Antkiem poszliśmy nad wodę. Za wydmami szalał ocean waląc stosunkowo rzadkimi, ale za to wysokimi falami o brzeg. Nie namyślając się postanowiliśmy wziąć kąpiel. Już pierwsza fala nas poprzewracała i pozabierała klapki z nóg. Ledwie uszliśmy z życiem, bo powracająca fala zabierała nas w głąb oceanu wymywając piasek spod nóg. Na szczęście wyjść nam się udało, a ocean po chwili wyrzucił nasze klapki jak zbędny balast. Więcej nie ryzykowaliśmy. Kąpieli mieliśmy dosyć.
Antek zrobił doskonałą jajecznicę na polskiej kiełbasie myśliwskiej, co w połączeniu z niezłym napojem typu tequila zapewniło nam doskonały sen.
25.06.2010 piątek – Playas de Migrino, BCS 1.920 km
Po śniadaniu rozglądamy się po okolicznych skałach, na których rosną Mammillaria schumannii GM1277, M. armillata oraz żółto kwitnące Proboscidea althaeifolia, żółto z czerwonym dnem Gossypium turneri i nawiedzane przez różne owady czerwone kwiaty krzaków Antigonon leptopus.
Proboscidea althaeifolia
Antigonon leptopus
Gossypium turneri
Jeszcze na plaży fotografujemy pelikany i udajemy się w dalszą podróż na północ. Tankujemy auto na przedmieściach La Paz i zatrzymujemy się za Microonda Matape przy San Ramon, gdzie znajdujemy grzebień Stenocereus litoralis GM1278.3 oraz Mammillaria hutchisoniana GM1278, Mammillaria fraileana GM1278.1, Ferocactus townsendianus GM1278.2, Bursera microphylla GM1278.4, Mammillaria poselgeri GM1278.5, Yucca capensis GM1278.6.
Mammillaria hutchisoniana GM1278
Stenocereus litoralis GM1278.3
Mammillaria poselgeri GM1278.5
Dalszy postój urządzamy przy Microonda El Cardon, przy której oprócz Mammillaria hutchisoniana GM1279 i Ferocactus townsendianus GM1280.1 znajdujemy Lophocereus schottii GM1280. Nieco dalej zatrzymujemy się na chwilę widząc pośród kaktusów Pachycereus pringlei przydrożną kapliczkę w kształcie tychże kaktusów.
Koniecznie musieliśmy ją uwiecznić na zdjęciach. Kilka kilometrów dalej, przy San Agustin kolejny postój. Drapiemy się na bielejące wzgórza po prawej stronie drogi. Na zboczach widzimy Mammillaria hutchisoniana GM1280.2, Mammillaria albicans GM1280.3, Ferocactus townsendianus GM1280.4, a obok niego Ferocactus santa-maria GM1280.5. Na płaskiej platformie szczytowej wzgórza widzimy jeszcze czerwono kwitnące, pałeczkowe pędy wilczomlecza Pedillanthus macrocarpus GM1280.6, Mammillaria dioica GM1280.7 i M. poselgeri GM1280.8.
Dziwi mnie tylko wspólne występowanie tych dwóch ferokaktusów, które jako podgatunki F. peninsulae nie powinny rosnąć na tym samym stanowisku, chyba, że nie są podgatunkami, tylko osobnymi gatunkami.
Mammillaria hutchisoniana GM1280.2
Cylindropuntia cholla GM1280.17
Pedillanthus macrocarpus GM1280.6
Ferocactus santa-maria GM1280.5
Po około 40 kilometrach znów przystanek i tu znów się powtarza Ferocactus santa-maria GM1280.9, Ferocactus townsendianus GM1280.10, Mammillaria dioica GM1280.11 i Pachycereus (dawniej Lophocereus) schottii GM1280.12.
Mammillaria dioica GM1280.11 Santa Maria
Po kolejnych 50 km, w płaskim terenie za Santa Rita poza Ferocactus santa-maria GM1280.13, Pedilathus macrocarpus GM1280.14, Mammillaria dioica GM1280.15 i M. hutchisoniana GM1280.16 pojawiły się jeszcze opuncje Cylindropuntia cholla GM1280.17. Dalszy postój był już po około 100 km w równie płaskim terenie, gdy blisko pobocza zobaczyliśmy niskie kępy inaczej wyglądających kaktusów. Tymi kępami okazały się uzbrojone w mocne ciernie Corynopuntia invicta GM1288.18, przy którym widzieliśmy tylko Ferocactus townsendianus GM1280.19 i Mammillaria dioica. Dalszy przystanek w lekko górzystym terenie za Microondas Agua Amarga to znów stanowisko Mammillaria dioica GM1281, M. poselgeri GM1281.1, Ferocactus santa-maria GM1281.2, ale pojawiła się nowa Cylindropuntia ganderi GM1281.3.
Mammillaria dioica GM1281
M. poselgeri GM1281.1
Przecinaliśmy teraz półwysep z zachodu na wschód, ale jeszcze raz zatrzymaliśmy się przed dotarciem nad Morze Corteza. Tutaj pojawił się Echinocereus brandegeei GM1282, Bursera filicifolia GM1283, ale też dostrzegliśmy złoto ociernione Cylindropuntia ganderi GM1283.1 i Mammillaria dioica GM1283.2.
Mammillaria dioica GM1283.2
Bursera filicifolia GM1283
Nadchodził wieczór, a my przecinaliśmy dochodzące do morza góry podziwiając przepiękne widoki z górami i morzem w tle. Gdy tylko zobaczyliśmy, że jakaś dość podła polna droga prowadzi na plażę, natychmiast się tam skierowaliśmy. Jeszcze tylko wdrapaliśmy się na przybrzeżny pagórek, na którym była tylko Mammillaria dioica GM1283.4 i zeszliśmy nad morze.
Mammillaria dioica GM1283.4 - męska roślina
Było ono zupełnie spokojne, a fala nie przekraczała wysokości kilku centymetrów. Po prostu tylko pulsowała. Cały brzeg morza, a właściwie miejsce styku pulsującej wody z piaskiem nabrzeżnym, pokryte było czarną warstwą o szerokości może 10 cm jakiegoś robactwa. Aż nie chciało się wchodzić do wody. Rozbiliśmy namioty w odległości kilkudziesięciu metrów od brzegu i po serwowanej przy ognisku przez Antka kolacji z przepiciem, zdrowo zasnęliśmy.
26.06.2010 sobota – Puerto Escondida, BCS 2.380 km
Obudziliśmy się skoro świt i pierwsze co uczyniliśmy, to zachwyceni wschodzącym nad pobliską skalistą wyspą słońcem, zmarnowaliśmy sporo miejsca na kartach aparatów fotograficznych, na uwiecznienie tych pięknych, ale oczywiście kiczowatych ujęć.
W pobliżu namiotów kwitły Stenocereus gummosus GM1283.3 i krzewinki Antigonon leptopus.
Stenocereus gummosus GM1283.3
Po śniadaniu ruszyliśmy drogą prowadzącą wzdłuż brzegu morza na północ po drodze mijając nieskazitelnie zielone tereny golfowe.
Wjechaliśmy do centrum miasta Loreto, by zobaczyć znajdujący się tam stary, lecz piękny kościół.
W dalszej drodze zatrzymaliśmy się, gdy na wysokich Pachycereus pringlei zobaczyliśmy stado kondorowatych sępów Urubu różowogłowy (Cathartes aurea).
Cathartes aurea
Pachycereus pringlei GM1283.8
Bursera hindsiana GM1283.7 Pachycereus pringlei GM1283.8
Nieco dalej zatrzymaliśmy się, by zwiedzić okolicę. Tu, pod wysokimi kolumnami Pachycereus pringlei GM1283.8 znaleźliśmy Mammillaria hutchisoniana GM1283.5, M. dioica GM1283.6 i Bursera hindsiana GM1283.7. Około godziny jazdy dalej skręciliśmy w gorszą drogę wiodącą do miejscowości Canipole. Okoliczne wzgórze utworzone z czerwonych skał wulkanicznych porastały typowe Ferocactus peninsulae GM1284, złociste kępy Echinocereus brandegeei GM1284.1, zielone i nie specjalnie wysokie, bo osiągające tu około 1 metra wysokości Pachycereus schottii GM1284.2, Mammillaria poselgeri GM1284.3 i M. dioica GM1284.4. Nie brakowało tutaj również wysokich kolumn Pachycereus pringlei.
Echinocereus brandegeei GM1284.1
Echinocereus brandegeei GM1284.1
Pachycereus pringlei
Jadąc dalej nagle zafascynowała nas fotogeniczna, niemal zielona woda laguny niedaleko San Buenaventura, więc musieliśmy się zatrzymać. Na zboczu opadającym do zatoki rosły Ferocactus rectispinus GM1285, Pachycereus schottii GM1286, Mammillaria dioica GM1286.1, Echinocereus brandegeei GM1286.2 oraz Ferocactus peninsulae, Stenocereus thurberi i różne cylindropuncje.
Ferocactus rectispinus GM1285
Gdy droga przed Mulege odbiła znad morza nieco w głąb lądu, zatrzymaliśmy się znowu, ale nic nowego nie odkryliśmy, tylko Mammillaria dioica GM1287, Stenocereus gummosus GM1287.1 i Ferocactus peninsulae GM1287.2 oraz Cylindropuntia ganderi. Dalszy postój za San Lucas spowodowany był znowu kępami Corynopuntia invicta GM1287.3.
Corynopuntia invicta GM1287.3
Wkrótce czarne pasmo asfaltu, którym podążaliśmy zaczęło przecinać półwysep ze wschodu na zachód. Po pewnym czasie się zatrzymaliśmy za sprawą złocistych kul Echinocereus brandegeei GM1288.1, między którymi rosły Mammillaria dioica GM1288, Ferocactus peninsulae GM1288.2, Pedillanthus macrocarpus GM1288.3, Cylindropuntia ganderi GM1288.4, Stenocereus gummosus GM1288.5 o bardzo mocnych cierniach, Cylindropuntia cholla GM1288.6 i Bursera microphylla GM1288.7.
Ferocactus peninsulae GM1288.2
Stenocereus gummosus GM1288.5
Ferocactus peninsulae GM1288.2
Nieco dalej zatrzymaliśmy się, gdy na poboczu dostrzegliśmy pokryte białymi szczotkami kolumny Pachycereus schottii GM1289, na których czerwieniły się dojrzałe już owoce.
Pachycereus schottii GM1289
W pobliżu widzieliśmy tylko wysokie i dość cienkie pędy Stenocereus thurberi GM1290 i biało kwitnące Argemone mexicana. W pobliżu Microondas Caguama zatrzymała nas skarpa z sukulentową roślinnością, wśród której dominowały żółte Cylindropuntia cholla GM1291 o bardzo mocnych złotych cierniach, pokrytych osłonką, która po pewnym czasie spada z cierni, kwitnącymi Agave sobria ssp. roseana GM1292, Ferocactus peninsulae GM1292.1, Mammillaria dioica GM1292.2, Pedillanthus macrocarpus GM1292.3 i pojawiającymi się już Ferocactus coloratus GM1292.4.
Cylindropuntia cholla GM1291
Agave sobria ssp. roseana GM1292
Pedillanthus macrocarpus GM1292.3
Za osadą El Mezquital z w miarę równinnego terenu zaczęły wystawać brunatne lawowe skały, na których niemal nie było roślinności, poza wysokimi drzewami Pachycormus discolor GM1292.5, a które właśnie pokryły się białymi kwiatami. Piękny i niezapomniany widok.
Pachycormus discolor GM1292.5
kwiaty Pachycormus discolor GM1292.5
Dalszy przystanek za San Regis przyciągnął nas czerwonymi kwiatami Ferocactus rectispinus GM1293.2.
Echinocereus brandegeei GM1293
kwiaty Ferocactus rectispinus GM1293.2
Ferocactus rectispinus GM1293.2
Tutejsze Echinocereus brandegeei GM1293 nie posiadały już złotych cierni, ale szaro popielate. Gdzieniegdzie widać było także Ferocactus coloratus GM1293.1.
Kolejny przystanek przy Cerro Las Mulag ujawnił znane już nam Mammillaria dioica GM1294, Ferocactus peninsulae GM1294.1 i Cylindropuntia cholla GM1294.2. Ponieważ dzień się kończył a dotarliśmy do leżącego niemal nad Pacyfikiem miasta Guerrero Negro, nocleg przypadł nam w hotelu. Gdy wyszliśmy z auta, zaskoczyła nas temperatura powietrza, która spadła z niemal 45 oC po wschodniej stronie półwyspu do niemal 10 oC na jego zachodniej stronie. Spowodował to wiejący znad oceanu wiatr, chłodzony silnym prądem morskim, kierującym lodowate wody od Antarktydy na północ.
27.06.2010 niedziela – Guerrero Negro, BCN 2.870 km (Hotel 400 peso)
Rano było nadal zimno. Wyjechaliśmy na północ, kierując się na cypel Punta Santo Domingo, gdzie spodziewałem się zobaczyć Ferocactus fordii. Jadąc krzyżującymi się drogami na azymut dotarliśmy do wioski, w której skręciliśmy w kiepską i piaszczystą drogę wiodącą pod górę. Gdy się zatrzymaliśmy, dostrzegliśmy kwitnące Dudleya pauciflora GM1295, poduszki wspaniale ociernionych Echinocereus maritimus ssp. hancockii GM1295.1 i gdzieniegdzie Yucca valida GM1295.2.
Dudleya pauciflora GM1295
Echinocereus maritimus ssp. hancockii GM1295.1
Poszukiwanych feraków nie zobaczyliśmy. Wróciliśmy do wioski i za nią wjechaliśmy w następną piaszczystą drogę, wiodącą ku pobliskim wzgórzom. Zamierzaliśmy dotrzeć na wierzchołek, ale piach nie pozwolił nam na to. Zostawiliśmy więc auto i pomaszerowaliśmy ku górze. Rozeszliśmy się w poszukiwaniu feraków, ale nic nie znaleźliśmy. Trzeba było wracać do auta, oczywiście inną drogą, na skróty. Jakież było nasze zdziwienie, gdy u samej podstawy wzgórza Darek znalazł niezbyt liczną, ale grupę Ferocactus fordii GM1296.3, w tym jeden egzemplarz kwitnący. Bardzo nas to ucieszyło. W pobliżu znaleźliśmy jeszcze Mammillaria louisae GM1296, Echinocereus maritimus ssp. hancockii GM1296.1, Dudleya pauciflora GM1296.2, Mammillaria insularis GM1296.4 i Yucca valida GM1296.5.
Ferocactus fordii GM1296.3
Mammillaria louisae GM1296
Mammillaria insularis GM1296.4
Yucca valida GM1296.5
Dudleya pauciflora GM1296.2
Wracając zatrzymaliśmy się koło cuchnącego śmietniska utworzonego przez wyrzucane tutaj niewykorzystane resztki ryb, głównie niewymiarowe rekiny i płaszczki.
W drodze powrotnej coś nam w aucie niezmiernie śmierdziało. Domyśliliśmy się, że to pozostałości ze śmietnika, które utknęły w bieżnikach naszych butów. Pozbyliśmy się smrodu dopiero, gdy wyczyściliśmy obuwie piaskiem, trawą i gałęziami.
Jadąc dalej na północ zatrzymaliśmy się w równinach w pobliżu La Chivita. Zaskoczyły nas czerwono kwitnące Mammillaria blossfeldiana GM1297. Niemniej wspaniale prezentowały się tu krótkie kolumny Ferocactus coloratus GM1300. Były tu także Mammillaria louisae GM1298, M. dioica GM1299, Echinocereus maritimus GM1300.1 i kwitnące Agave cerulata GM1300.2. Wszystkim tym roślinom towarzyszyły czerwono wybarwione Mesembrianthemum cristallinum i gdzieniegdzie Dudleya brittonii GM1301.3. Zwróciliśmy też uwagę na nową opuncję o bardzo cienkich pędach i długich cienkich cierniach Cylindropuntia molesta GM1301.
Ferocactus coloratus GM1300
Mammillaria blossfeldiana GM1297
Agave cerulata GM1300.2
Cylindropuntia molesta GM1301
Jadąc dalej na północ, w pobliżu Rosarito na łagodnych zboczach z prawej strony drogi widzieliśmy Mammillaria dioica GM1301.6, Dudleya albiflora GM1301.7, kolumnowo rosnące Idria columnaris GM1301.8, zupełnie inne, bo niskie, mocno rozgałęzione i różowo kwitnące Pachycormus discolor v. pubescens GM1301.9, Ferocactus gracilis GM1301.10, Myrtillocactus cochal GM1301.11 i Echinocereus maritimus GM1301.12.
Idria columnaris GM1301.8 Myrtillocactus cochal GM1301.11
Pachycormus discolor v. pubescens GM1301.9
Dudleya albiflora GM1301.7
Echinocereus maritimus GM1301.12
Od Rosarito podążaliśmy kiepskimi drogami na wschód, do Misja San Borja, gdzie podobno znajduje się najstarsza świątynia na półwyspie, wybudowana jeszcze przez pierwszych sprowadzonych tu hiszpańskich zakonników. Gruntowa, nieutwardzona droga wiodła przez malownicze okolice, dolinami wśród niewysokich, barwnych gór. Dotarliśmy do ruin, które są w trakcie konserwacji. Opiekuje się tym zabytkiem mieszkająca w pobliżu rodzina, która zapewnia także przewodnika. Jakąś godzinkę strawiliśmy w tym kompleksie, po czym podziękowaliśmy, wrzuciliśmy jakiś banknot do ustawionej specjalnie skrzyneczki i wróciliśmy na trasę powrotną, by tym razem popatrzeć na kaktusy.
Niedaleko też się zatrzymaliśmy pośród lasu Idria columnaris GM1302. Między nimi spotkaliśmy Mammillaria louisae GM1303, Ferocactus peninsulae GM1304, Dudleya lanceolata GM1304.1, Mammillaria blossfeldiana GM1304.2, Pachycormus discolor v. veatchiana GM1304.3, Pachycereus pringlei GM1304.4, Pedillanthus macrocarpus GM1304.5, Cylindropuntia lindsayi GM1304.6 oraz Yucca valida GM1304.7.
Mammillaria louisae GM1303
Ferocactus peninsulae GM1304
Pachycereus pringlei GM1304.4
Idria columnaris GM1302
Pachycormus discolor v. veatchiana GM1304.3
Kilka kilometrów dalej zatrzymaliśmy się, gdy zobaczyliśmy chyba 3 metrowego Ferocactus gracilis GM1304.9. By się dostać do jego wierzchołka, musieliśmy wchodzić po grubych gałęziach rosnącego obok Pachycormus discolor GM1304.8.
Ferocactus gracilis GM1304.9
Wróciliśmy do asfaltu i dalej kilkadziesiąt kilometrów pojechaliśmy na północ. Zatrzymaliśmy się w okolicy Mesa La Zorra, gdzie urządziliśmy sobie biwak za niewielkimi wzgórzami, które zasłaniały nas przed przejeżdżającymi drogą autami.
28.06.2010 poniedziałek – Mesa la Zorra, BCN 3.140 km
Rankiem zaczęliśmy prowadzić przegląd tych białych wzgórz. Warto było. Jeszcze nielicznie, ale pojawił się Echinocereus engelmannii GM1305. Ciernie Ferocactus gracilis GM1306 można było zobaczyć tak różnie wybarwione, że rośliny wyglądały jak świeżo malowane. Kompletu dopełniały Agave cerulata GM1307, Mammillaria louisae GM1308, Pedillanthus macrocarpus GM1308.1, Stenocereus gummosus GM1308.2, Mammillaria dioica oraz Agave shawii goldmaniana GM1308.3 i czerwono kwitnące krzaki Calliandra peninsularis.
Stenocereus gummosus GM1308.2
Agave cerulata GM1307
Pedillanthus macrocarpus GM1308.1
Echinocereus engelmannii GM1305
Ferocactus gracilis GM1306
Słońce wprawdzie od rana pięknie świeciło, ale od oceanu nadciągała gęsta mgła, podobna do chilijskiej camanchaca.
Trzeba było jechać dalej. Zatrzymaliśmy się jeszcze przy niewysokim wzgórzu w pobliżu Laguna de Chapala. Tu też dominowały kolumnowe Idria columnaris GM1309 a także Echinocereus engelmannii GM1309.1, fantastycznie miodowo zabarwiona Cylindropuntia ganderi GM1309.2, Ferocactus gracilis GM1309.3 oraz Mammillaria louisae GM1309.4 i Calliandra peninsularis ze swoimi czerwonymi, pędzelkowatymi kwiatami.
Mammillaria louisae GM1309.4
Calliandra peninsularis
Cylindropuntia ganderi GM1309.2
Ferocactus gracilis GM1309.3
Spieszyliśmy na stanowisko Echinocereus lindsayi, który dla mnie był jednym z głównych celów tej eskapady. W pobliżu miejsca oznaczonego Jaraguay skręciliśmy w piaszczystą drogę wiodącą wąską doliną między wzgórzami. Wokół nas pojawiły się piękne rozety wyglądające jak ozdobna agawa o zielononiebieskich liściach, których brzegi i wierzchołki zabarwione były na czerwono lub fioletowo. Nie były to jednak agawy, ale dotąd mi nieznana Hesperoyucca peninsulae GM1312. Okoliczne wzgórza były nimi osiedlone, przy czym nie udało mi się zobaczyć ani jednej młodej rośliny.
Hesperoyucca peninsulae GM1312
Dojechaliśmy do wzgórza, które sobie obrałem za cel i zaczęliśmy drapać się na górę w tej 46-cio stopniowej temperaturze powietrza. Sprawę nieco utrudniały nam dość liczne, przynajmniej w dolnej części zbocza, czepiające się butów opuncje. Nie zważając na nie dotarliśmy na płaskowyż i dość szybko znaleźliśmy pierwsze rośliny Echinocereus lindsayi GM1310. Wprawdzie nie kwitły, ale owoców na nich było bardzo dużo. Mimo tak dużej produkcji nasion, a nie jest to stanowisko zbyt znane i często odwiedzane – co sugerowałoby ich wyzbieranie, roślin było naprawdę niezbyt wiele. O siewkach nie wspominam, bo jeśli były, to w trawie i tak byśmy ich nie wypatrzyli. Nie wyglądały jak rośliny kolekcyjne, które rosną słupkowo. Wszystkie były płasko kuliste, o długich szydlastych cierniach. Po prostu rośliny z innej bajki. Są to północnoamerykańskie lobiwie.
Echinocereus lindsayi GM1310
Wraz z nimi rosły Echinocereus engelmannii GM1311, Cylinropuntia ganderi GM1312.1 i Ferocactus gracilis GM1312.2.
stanowisko Echinocereus lindsayi
Cylindropuntia ganderi GM1312.1
Ferocactus gracilis GM1312.2
Ponieważ osiągnęliśmy swój cel, chcieliśmy skrócić swój pobyt na Baja California, więc zamiast dalej jechać zachodnim wybrzeżem na północ, przecięliśmy na ukos półwysep, by znaleźć się po stronie wschodniej. Najpierw wróciliśmy kilka kilometrów by się zatankować i coś przy okazji zjeść. Zanim jednak tam zajechaliśmy, zatrzymaliśmy się gdy zobaczyliśmy nieco inne feraki. To były Ferocactus acanthodes GM1313. Razem z nimi widzieliśmy także Ferocactus gracilis GM1313.1 oraz wcześniej wspomnianą Hesperoyucca peninsulae GM1313.2.
Ferocactus acanthodes GM1313
Ferocactus gracilis GM1313.1
Ponieważ stacja paliw była tylko barakiem, przy którym stały beczki z nieco droższym niż zwykle paliwem, więc tankowanie było jak zwykle w tych przypadkach za pomocą wiadra i rurki gumowej z lejkiem. W restauracji obok znajdował się zasuszony grzebień Idria columnaris. Teraz zatrzymaliśmy się po kilkunastu kilometrach, gdy przecinaliśmy jakiś niewysoki masyw górski. Na stoku po lewej stronie zastaliśmy Ferocactus tortulispinus GM1314, ale postój zawdzięczamy pięknie wyglądającym choć niebezpiecznym w zbliżeniu Cylindropuntia bigelowii GM1314.1. Obok rosły znane nam już z innych stanowisk Cylindropuntia molesta GM1314.2, ale te nie posiadały zupełnie cierni środkowych, tylko glochidy. Ponadto rosły tu Pachycormus discolor GM1314.3, Echinocereus engelmannii GM1314.4, Mammillaria dioica GM1314.5 i Pachycereus pringlei G1314.6.
Ferocactus tortulispinus GM1314
Cylindropuntia bigelowii GM1314.1
Wieczorem zajechaliśmy na piaszczystą plażę nad Morzem Corteza, gdzie na pisku wydm ustawiliśmy namioty i spędziliśmy noc.
29.06.2010 wtorek – Baha Santa Maria, BCN 3.430 km (nad Morzem Corteza)
Po spakowaniu się wyruszyliśmy w kierunku granicy z USA. Dość szybko się tam dostaliśmy i już na przedmieściach Mexicali dostaliśmy się na trasę szybkiego ruch wiodącą na wschód. Minęliśmy San Luis Rio Colorado. Teraz droga wiodła kilkadziesiąt metrów od granicy z USA, wyznaczonej niskim płotem strzeżonym elektronicznie. Widząc jakieś kaktusowe skupiska zatrzymaliśmy się przy osadzie El Sahuaro. Były to Cylindropuntia bigelowii GM1315.1, Corynopuntia clavata, Mammillaria grahamii oraz najciekawsza dla nas Mammillaria tetrancistra GM1315.
Mammillaria tetrancistra GM1315
Corynopuntia clavata GM 1316.1
Jeszcze w Sierra los Alacranes widzieliśmy typowe Echinocereus engelmannii GM1316 i w lagunie przed Los Vidrios Corynopuntia clavata GM 1316.1. Gdy po prawej stronie pojawiło się brunatne pole lawowe, zauważyliśmy dość duże poduszki jakichś kaktusów. Tego się nie spodziewaliśmy, ale były to sporadycznie kwitnące Echinocactus polycephalus GM1317, z którym występował tylko Echinocereus engelmannii GM1317.1. Na lawie w zasadzie prawie nie było innej wegetacji.
Echinocereus engelmannii GM1317.1
Echinocactus polycephalus GM1317
Nieco dalej, już za polem lawowym zatrzymaliśmy się w lagunie, bo znowu zobaczyliśmy jakieś beczkowe kaktusy. To były Ferocactus cylindraceus GM1317.2. Kilka kilometrów przed miasteczkiem Sonoyta w stanie Sonora, jadąc dalej wzdłuż płotu granicy, zaczął się las Carnegiea gigantea GM1318, czyli popularne saguaro. Rośliny pokryte były owocami. Tutaj poza Corynopuntia clavata GM1318.2 zobaczyliśmy nowego przedstawiciela feraków, a to Ferocactus emoryi GM1318.1. Po przeciwnej stronie drogi, kilkadziesiąt metrów od nas widzieliśmy niski płot graniczny.
płot graniczny między USA i Meksykiem
Carnegiea gigantea GM1318
Zatrzymaliśmy się jeszcze poza zabudowaniami, jako że okolica miasta Sonoyta jest znana z występującego tu Echinomastus erectocentrus v. acunensis. Kilka chwil spędziliśmy w tym miejscu, zwracając szczególną uwagę na złote pędy Echinocereus nicholii GM1319. Poza tym musieliśmy niemal przedzierać się przez rosnące dosłownie wszędzie Mammillaria grahamii GM1320, wśród których widziałem też rośliny grzebieniaste. Po kilkunastu minutach natknąłem się wreszcie na poszukiwany Echinomastus erectocentrus v. acunensis GM1320.1. Ta niewielka roślinka ukrywała się w cieniu wysokiego Stenocereus thurberi GM1320.2.
Mammillaria grahamii GM1320
Echinocereus nicholii GM1319
Echinomastus erectocentrus v. acunensis GM1320.1
Nie zabawiliśmy zbyt długo na stanowisku, ponieważ przed nami była jeszcze długa droga, a dni szybko umykały. Po jakichś 70 km drogi znów zatrzymały nas wspaniałe saguaro, ale tym razem widok wielkiej formy Carnegiea gigantea f. cristata - GM1320.3, po prostu zwalił nas z nóg. Tytułem wyjaśnienia chcę dodać, że saguaro z daleka niewiele różni się od Pachycereus pringlei, ale też z daleka łatwo zauważyć cechę różniącą te dwa rodzaje. Oba dorastają niemal do tych samych rozmiarów, lecz o ile Pachycereus pringlei rozgałęzia się dość nisko, bo już na wysokości około 1 m nad ziemią, o tyle Carnegiea gigantea gałęzie tworzy na 1/3 swojej wysokości, tj. wysoko ponad naszymi głowami.
Carnegiea gigantea f. cristata - GM1320.3
Nie ujechaliśmy daleko, gdy zobaczyliśmy fioletowo wybarwione człony opuncji Opuntia violacea GM1320.5. Tu też rosły Ferocactus emoryi GM1320.4.
Opuntia violacea GM1320.5
Za miejscowością Altar opuściliśmy drogi asfaltowe i wjechaliśmy w drogę typu tera seria, czyli droga gruntowa, utrzymywana sprzętem mechanicznym w dobrym stanie. Zaciekawił nas fakt, że na wjeździe postawiona była budka, w której obsługa pobierała myto od wyjeżdżających z niej, podobnie jak przy wjeździe na autostradę. Ale gdy zaczęliśmy jechać, okazało się, że warto będzie zapłacić 35 peso, bowiem na tej gruntowej drodze można było rozwijać prędkość do 100 km/h, tak była równa i szeroka. Szybko zjechaliśmy z tej teraserii w boczną dróżkę, by nocleg spędzić wśród saguaro i ferokaktusów.
owocujące saguaro o zachodzie słońca
Przy zachodzącym słońcu ustawiliśmy namioty i upajaliśmy się czarownym wieczorem i widokami, w jakich przyszło nam się zatrzymać. Te chwile chcieliśmy utrwalić w naszych wspomnieniach, ale i dla naszych słuchaczy na jak najdłużej.
30.06.2010 środa – La Laguna, Son. 4.125 km
Pierwsze promienie słońca zmusiły nas do pracy z aparatami fotograficznymi i kamerą. Refleksy na cierniach Ferocactus emoryi GM1321 i saguaro pobudzały naszą wyobraźnię, ale słońce wschodzi tu dosyć szybko, więc mogliśmy wreszcie dobrać się do śniadania i ruszyć w dalszą drogę na północ.
Ferocactus emoryi GM1321
Po krótkiej jeździe zatrzymaliśmy się na równinie. Tu dominowały Ferocactus emoryi GM1321.1. Koledzy od jakiegoś czasu, znając te rośliny z kolekcji, wątpili czy faktycznie to jest ten ferokaktus. Do czasu, gdy zobaczyliśmy siewkę. Teraz już wątpliwości nie było. Razem na stanowisku były jeszcze Echinocereus fendleri GM1321.2, Mammillaria grahamii GM1321.3, Ferocactus wislizenii GM1321.4 i Cylindropuntia viridiflora GM1321.5.
Mammillaria grahamii GM1321.3
siewka Ferocactus emoryi GM1321.1
Echinocereus fendleri GM1321.2
Cylindropuntia viridiflora GM1321.5
Ferocactus wislizenii GM1321.4
Około 20 km przed granicą rozpoczęliśmy poszukiwania rośliny znanej z USA, która powinna tymi równinami dostać się i do Meksyku. Przez pierwszą godzinę penetrowaliśmy teren po lewej stronie drogi. Tu znaleźliśmy Ferocactus wislizenii GM1321.6 i Ferocactus emoryi GM1321.7, lecz dopiero, gdy przeszliśmy na prawą stronę drogi, udało mi się wypatrzeć wspaniały egzemplarz poszukiwanej Coryphantha robustispina GM1322. Ta jedna roślina otoczona małymi siewkami lub odrostami zadowoliła nas wystarczająco, wobec czego nie wznawialiśmy poszukiwań dalszych, ale powróciliśmy szybką teraserią do dróg asfaltowych.
Ferocactus wislizenii GM1321.6
Coryphantha robustispina GM1322
Teraz zatrzymaliśmy się dopiero po kilku godzinach jazdy, aż za miastem Cananea, gdy droga przecinała jakieś wzgórza. Na tych prawie gołych wzgórzach znaleźliśmy tylko nieliczne Echinocereus rigidissimus GM1322.1. Dopiero po zejściu ze wzgórz, u ich podstaw zobaczyliśmy Escobaria vivipara v. bisbeana GM1322.2, Agave palmeri GM1322.3 i Nolina microcarpa GM1322.4.
Escobaria vivipara v. bisbeana GM1322.2
Po jakimś czasie skręciliśmy w drogę gruntową, będącą łącznikiem do miasta Nacozari. Gdy po bokach zaczęły się pojawiać dolinki wyglądające, jakby wodą wymyte ze szlamu, zatrzymaliśmy się przy nich. Byłem tu w roku 2005 z Richardem i tu właśnie kwitły wspaniale Echinocereus floresii, jednak teraz ich nie znalazłem. Za to pośród Yucca grandiflora GM1322.5 i Dasylirion wheeleri GM1322.6 znaleźliśmy piękną grupę Coryphantha recurvata GM1322.7.
Dasylirion wheeleri GM1322.6
Coryphantha recurvata GM1322.7
Gdy przecinaliśmy pasmo górskie Sierra Buenos Aires, również się zatrzymaliśmy. Tutaj, na dość stromo wznoszących się skałach pozowały nam do zdjęć Echinocereus santaritensis GM1323, Echinocereus rigidissimus GM1323.1, Yucca declinata GM1323.2, Erythrina americana GM1323.4 oraz żółto, biało a także brązowo wybarwione Coryphantha recurvata GM1323.3. Znalazłem także jedną roślinę grzebieniastą.
Erythrina americana GM1323.4
Echinocereus santaritensis GM1323
Echinocereus rigidissimus GM1323.1
Coryphantha recurvata GM1323.3
Jakież było nasze zdumienie, gdy wjechaliśmy na świeżo położony asfalt wiodący z tych gór do głównej drogi do Nacozari. W mieście Nacozari de Garcia zrobiliśmy niezbędne zakupy, po czym trafiliśmy wreszcie na hotel, w którym mogliśmy się wykąpać i porządnie wyspać, zmordowawszy kolejną flaszkę tequili. Nasz kolega Antek nie bardzo gustował w tequili, więc w trakcie zakupów nabyłem dość podrzędny, aczkolwiek popularny w tym kraju mezcal. Antek mając tylko te dwa alkohole do wyboru, skłaniał się jednak do picia tequili. Myślę, że wychodziło mu to na zdrowie.
01.07.2010 czwartek – Hotel Nacozari, Son. 4.610 km ( 350 peso)
Z Nacozari wyjechaliśmy na północ, w miejsce, które wypatrzyłem, a którego w roku 2005 nie mógł znaleźć Richard. Gdy się tam zatrzymaliśmy, zauważyłem wystające z asfaltu resztki szyn kolejowych. Linia kolejowa została zlikwidowana i dlatego Richard jej nie wypatrzył. Weszliśmy na stanowisko. Zaczęliśmy dokładnie wpatrywać się w leżący pod nogami biały, wapienny żwir, lecz nie zauważyliśmy ani jednej z poszukiwanych roślin. Rozeszliśmy się zatem na okoliczne niewysokie wzgórza. Wkrótce koledzy zaczęli sygnalizować, że coś znaleźli. Były to z otwierającymi się pąkami kwiatowymi Mammillaria grahamii GM1327.1 oraz niemal identyczne, lecz bez cierni środkowych, opisane kiedyś Mammillaria grahamii v. olivii GM1327. Dzisiaj ta nazwa pozostała wyłącznie synonimem.
Mammillaria grahamii GM1327.1
Mammillaria grahamii v. olivii GM1327
Poza tym znaleźliśmy Echinocereus fendleri GM1325 i maleńkich rozmiarów Agave parviflora GM1326, której rozety nie przekraczały 10 cm średnicy.
Echinocereus fendleri GM1325
Lecz poszukiwanych roślin niestety nie było. Znów więc się rozeszliśmy. Po pewnym czasie, gdy należało już wracać do auta, pod nogami zobaczyłem biały wapienny żwir calieza, które jest mi znany z innych stanowisk roślin z grupy Mammillaria saboae. To była ostatnia deska ratunku. Padłem na kolana i z nosem przy ziemi zacząłem się uważnie wpatrywać. Dość szybko zauważyłem wystające z pomiędzy kamyków cieniutkie ciernie. To były poszukiwane przez mnie Mammillaria saboae ssp. goldii GM1324. Pomimo, że w kolekcjach są to dość duże rośliny, przynajmniej z grupy saboae, to w naturze są jednymi z najmniejszych.
Mammillaria saboae ssp. goldii GM1324
Teraz ruszyliśmy na północ, minęliśmy przygraniczne miasto Agua Prieta i wzdłuż granicy z USA pojechaliśmy na wschód. Zatrzymaliśmy się za miejscowością Gallardo, gdzie znaleźliśmy Echinocereus fendleri ssp. rectispinus GM1328, Echinocereus rigidissimus GM1328.1, Mammillaria heyderi GM1328.2, M. grahamii GM1328.3, Agave bovicornuta GM1328.4, Agave rhodacantha GM13238.5 i Nolina microcarpa GM1328.6.
Echinocereus fendleri ssp. rectispinus GM1328
Nolina microcarpa GM1328.6
Następny przystanek mieliśmy jeszcze przy granicy, za osadą Puerta Blanca. Tu rosły Agave felgeri GM1329, znów Agave bovicornuta GM1329.1, Ag. rhodacantha GM1329.2, Mammillaria grahamii GM1329.3, Nolina microcarpa GM1329.7 oraz dla nas nowe Cylindropuntia spinosior GM1329.4, Yucca declinata GM1329.5 i Dasylirion wheeleri GM1329.6. Biało kwitły Argemone mexicana.
larwy tych owadów żywią się nasionami agaw
Cylindropuntia spinosior GM1329.4
Agave bovicornuta GM1329.1
Jeszcze dobre 30 km jechaliśmy wzdłuż granicy, po czym skierowaliśmy się na południe, w stronę Janos w stanie Chihuahua i dalej do Nueva Casas Grandes, również znanych z pozostałości po prekolumbijskich mieszkańcach tej ziemi. Ponieważ ruiny widziane z daleka nie napawały nas optymizmem, zrezygnowaliśmy z oględzin i tracenia czasu.
Podążyliśmy więc w kierunku głównego miasta Chihuahua i dalej na wschód w kierunku Ojinaga. Była to bardzo długa droga, więc na nocleg zatrzymaliśmy się przed miastem Juan Aldama w przydrożnym motelu.
02.07.2010 piątek – motel Aldama, Chih. 5.270 km (450 peso za pokój)
Rano wyruszyliśmy dalej na północny wschód. Na niebie pojawiły się dość gęste cumulusy. Zatrzymaliśmy się gdy zobaczyliśmy pierwsze skaliste tereny w okolicy San Francisco. Tu spotkaliśmy Mammillaria lasiacantha GM1330, Echinocactus horizontalonius GM1330.1, Coryphantha delaetiana GM1230.2, Echinocereus dasyacanthus GM1330.3, Opuntia violacea GM1330.4, Corynopuntia schottii GM1330.5 i Glandulicactus uncinatus GM1330.6.
Mammillaria lasiacantha GM1330,
Coryphantha delaetiana GM1230.2
Opuntia violacea GM1330.4
Glandulicactus uncinatus GM1330.6
Echinocactus horizontalonius GM1330.1
Parę kilometrów dalej po lewej stronie, na skałach znów zrobiliśmy krótki przystanek i zobaczyliśmy Mammillaria leona GM1331, Opuntia violacea GM1331.1, Escobaria strobiliformis GM1331.2, Echinocereus dasyacanthus GM1331.3, Coryphantha delaetiana GM1331.4 i Yucca baccata GM1331.5. Rośliny Opuntia violacea były dość mocno zaatakowane mszycą, która białymi złogami pokrywała fioletowe pędy. Wiele roślin pokrytych było żółtymi kwiatami z czerwonym dnem. Nazwa Opuntia violacea dzisiaj jest tylko synonimem Op. macrocentra. Na szczycie znalazłem jakąś mi nieznaną roślinę, która pod ziemią miała zdrewniałe pędy, natomiast nisko nad powierzchnią rozpościerała pokryte włoskami, nieco przypominające begonie, klapowate liście.
Mammillaria leona GM1331
Opuntia violacea GM1331.1
Niezadługo zatrzymaliśmy się znowu w równinnym terenie, ponieważ kwitło sporo roślin Yucca carneoroseana GM1331.6. Po dalszych niemal 50 km droga zaczęła przecinać jakiś skalisty masyw górski, zatem znowu musieliśmy urządzić postój. W takich miejscach nie jest to łatwe, bowiem zwykle pobocze jest minimalnej szerokości, a zakręty ograniczają widoczność, co może spowodować wypadek. Ale tym razem się udało znaleźć odpowiedniej wielkości poszerzenie zatoczki po przeciwnej stronie drogi. Na skałach stoku znaleźliśmy Mammillaria leona GM1331.7, Mammillaria lasiacantha GM1331.8, Escobaria chaffeyi GM1331.9, Esc. strobiliformis GM1331.10, Coryphantha delaetiana GM1331.12, Echinocereus dasyacanthus GM1331.13, Ec. enneacanthus GM1331.14, Echinocactus horizontalonius GM1331.15, Opuntia violacea GM1331.16 oraz Hamatocactus hamatacanthus GM1331.17.
Escobaria chaffeyi GM1331.9
Mammillaria leona GM1331.7
Niespodziewanie dla nas zauważyliśmy wspaniale ukształtowane gwieździste placki niewielkich Ariocarpus fissuratus GM1331.11. Przy okazji zwróciliśmy uwagę na występujące tu czerwone pajęczaki z grupy roztoczy Trombidium holosericeum, wielkości niemal 1 cm oraz popularne w całym Meksyku krocionogi Orthoporus ornatus lub Narceus americanus.
Ariocarpus fissuratus GM1331.11
Wjechaliśmy w pasmo Sierra El Peguis i bezpośrednio za punktem kontroli wjechaliśmy w stromo pnącą się pod górę wąską drogę. Dotarliśmy do anteny nadawczej microonda. Dalej droga nie prowadziła. Stąd rozpościera się fantastyczny widok na całą okolicę poprzecinaną kanionami. Na płaskich wapiennych skałach rosły Glandulicactus uncinatus GM1331.19, Echinocereus dasyacanthus GM1331.20 i sporadycznie Ariocarpus fissuratus GM1331.18.
Echinocereus dasyacanthus GM1331.20
Wróciliśmy do drogi asfaltowej, ale po kilkuset metrach zatrzymaliśmy się na parkingu usytuowanym przy punkcie widokowym na przełom rzeki Rio Conchos. Jest to kanion o pionowych ścianach, głęboki na około 250 metrów, przecinający masyw górski, którego dnem leniwie płynie zielonkawożółta woda. Musieliśmy zrobić trochę zdjęć tych fascynujących widoków.
Teraz droga prowadziła prosto do miasta granicznego Ojinaga, gdzie jak sądziliśmy zjemy jakiś obiad. Szybko znaleźliśmy punkt, gdzie smażyły się smakowite tacos, lecz nim wysiedliśmy z auta, rozpętała się taka ulewa, że nim przeskoczyliśmy pod plandekę przykrywającą stoliki, byliśmy już mokrzy. Ta plandeka nic nie dawała, ponieważ zerwał się jednocześnie silny wiatr, który powodował, że deszcz pod plandeką zacinał niemal poziomo. Mimo to zamówiliśmy i ze smakiem zjedliśmy po kilka doskonałych placków tacos, wypełnionych mięsnym nadzieniem o różnych smakach. Gdy kończyliśmy, ulewa zamieniła się zaledwie w kapuśniaczek, a gdy opuszczaliśmy miasto ustała zupełnie. Z głównej drogi wiodącej na południe musieliśmy skręcić na wschód, w kierunku Sierra Carmen. Zawsze była to droga typu tera seria, ale oto okazało się, że ułożono już nawierzchnię asfaltową. Tym niemniej po kilku kilometrach się zatrzymaliśmy. Znaleźliśmy rosnące w błotnistej lagunie Echinocereus enneacanthus GM1332 z bardzo długimi cierniami, Coryphantha macromeris GM1332.1, Corynopuntia schottii GM1332.2, Opuntia violacea GM1332.3, Echinocactus horizontalonius GM1332.4 i Cylindropuntia leptocaulis.
Echinocereus enneacanthus GM1332
Cylindropuntia leptocaulis
Gdy teren za Rancho Blanco stał się nieco pagórkowaty, znów stanęliśmy, by zobaczyć szaroniebieskie rozety Agave havardiana GM1332.5, Yucca elata GM1332.6, Escobaria variicolor GM1332.7, Coryphantha echinus GM1332.8 i Opuntia violacea GM1332.9.
Yucca elata GM1332.6
Coryphantha echinus GM1332.8
Dobra asfaltowa droga prowadziła tylko do Manuel Benavides, dalej pozostała tera seria w kiepskim stanie. Koło osady Paso de San Antonio zobaczyliśmy ciekawie ukształtowane wzgórza, więc musieliśmy do nich się dostać. Wierzchołki tych wzgórz były niemal płaskie, a na nich rosły Mammillaria lasiacantha GM1333, Echinomastus warnockii GM1334, Echinocereus stramineus GM1334.1, Glandulicactus uncinatus GM1334.2 i Hamatocactus hamatacanthus GM1334.3.
Echinomastus warnockii GM1334
Mammillaria lasiacantha GM1333
Kilka kilometrów za granicą stanu Coahuila, do którego wjechaliśmy, zastał nas zmierzch, a ponieważ zaczęło nieco siąpić, postanowiliśmy nie wjeżdżać w laguny, ale pozostać na żwirowym podłożu, które i podczas ulewy nie napełnia się wodą ale ją przepuszcza.
03.07.2010 sobota – Los Alamos de Marquez, Coah. 5.655 km
Noc minęła spokojnie. Nie padało. Od rana przeszukaliśmy najbliższą okolicę. Ogólnie wegetacja była podobna do poprzedniego miejsca Echinomastus warnockii GM1334.4, Echinocactus horizontalonius GM1334.5, Echinocereus stramineus GM1334.6, Echinocereus dasyacanthus GM1334.7, Mammillaria leona GM1334.8, Escobaria variicolor GM1334.9, Coryphantha macromeris GM1334.10 oraz Corynopuntia aggeria GM1334.11.
Echinomastus warnockii GM1334.4
Corynopuntia aggeria GM1334.11
Dalsza droga wiodła już lagunami i znaczona była wielkimi kałużami po niedawnych opadach.
Zatrzymaliśmy się za La Salada, gdy przy drodze zobaczyliśmy wielkie kępy Coryphantha macromeris GM1334.12 z pąkami kwiatowymi, które przy pochmurnym niebie nie miały szansy się otworzyć. Towarzyszyły im równie wielkie kępy Echinocereus dasyacanthus GM1334.13.
Coryphantha macromeris GM1334.12
Przed San Miguel odwiedziliśmy wzgórze, które penetrowaliśmy już w ubiegłym roku. Miałem nadzieję zobaczyć Thelocactus bicolor GM1334.14 w kwiatach. Z powodu pogody kwiaty nie były zupełnie otwarte, ale warto było się zatrzymać. Oczywiście były tutaj Echinomastus warnockii GM1334.15, Coryphantha delaetiana GM1334.16, Echinocereus stramineus GM1334.17 i Hamatocactus hamatacanthus GM1334.18. Tak jak w ubiegłym roku, przyszedł do nas mieszkaniec pobliskich zabudowań i zapraszał do zwiedzenia tutejszego mini muzeum.
Thelocactus bicolor GM1334.14
Za San Miguel zatrzymała nas płaska, biała skalna grzęda, na której zobaczyliśmy Echinocactus horizontalonius GM1334.19, Mammillaria lasiacantha GM1334.20, pięknie ocierniona Coryphantha echinus GM1334.21 i Ariocarpus fissuratus GM1334.22.
Echinocactus horizontalonius GM1334.19
Coryphantha echinus GM1334.21
Gdy wjeżdżaliśmy w serpentyny Sierra Carmen, ciężkie ołowiane chmury przewalały się nie tylko nad szczytami, ale i wokół nas. Dokoła widać było, że dopiero przestało tu padać. Przekroczyliśmy góry i za nimi skierowaliśmy się na północ, tam gdzie w ubiegłym roku zakończyliśmy swoje poszukiwania. Wkrótce jednak droga, którą podążaliśmy zamieniła się w wartko płynącą rzekę z żółtą wodą. Nie widać było, po czym jedziemy. Po bokach stały unieruchomione ciężarówki załadowane kruszywem wydobywanym w okolicznych kopalniach.
Tak prąc w wyznaczonym kierunku dotarliśmy do odchodzącej w prawo drogi, którą mieliśmy dostać się na stanowisko. Niestety droga ta prowadziła przez strumyk, który w tej chwili przerodził się w rwącą górską rzekę. Tędy nie przejedziemy. Zawróciliśmy i podążyliśmy dalej na północ, ale kilkaset metrów dalej przez drogę, w miejscu do tego przystosowanym zabudowanym obniżeniem nazywanym tu vado, przelewała się wartko rzeka.
Antek stwierdził, że spróbuje przez nią przejść. Na początek do wody strącił mający jakieś 30 cm średnicy głaz, który w mgnieniu oka porwany został przez wodę. Teraz już nie ryzykował. Z pobliskiego rancza wyjeżdżał właśnie właściciel, który powiedział, byśmy poczekali a do wieczora woda opadnie. Tak też zrobiliśmy, ale by nie czekać bezproduktywnie, zrobiliśmy przegląd okolicy. Zupełnie dla mnie niespodziewanie znaleźliśmy kilka roślin Coryphantha sulcata GM1335, które po deszczach były nabrzmiałe wodą, tak samo jak rosnące obok Escobaria variicolor GM 1336. W tym pochmurnym krajobrazie dominowały jasne rozety Agave havardiana GM1337. Znaleźliśmy jeszcze Mammillaria heyderi GM1337.1, Hamatocactus hamatacanthus GM1337.2, Echinocereus carmenensis GM1337.3, Yucca linearifolia GM1337.4 oraz sporadycznie rosnąca Yucca torreyi GM1337.5.
Escobaria variicolor GM 1336
Agave havardiana GM1337
Yucca linearifolia GM1337.4
Yucca torreyi GM1337.5
Coryphantha sulcata GM1335
Teraz wróciliśmy do wcześniej mijanych wzgórz. Tutaj Antek pozostał przy aucie przygotowując obiadokolację, a ja i Darek pomaszerowaliśmy do widniejących w oddali wzgórz, na których znaleźliśmy tylko Epithelantha micromeris GM1337.6, białe i długowłose kępy Echinocereus longisetus GM1337.7, Sedum parvum GM1337.8 i kwitnące lilie Zephyranthes traubii GM1337.9.
Echinocereus longisetus GM1337.7
Epithelantha micromeris GM1337.6
Gdy wróciliśmy do drogi, Antek czekał już z gorącym posiłkiem. Po jedzeniu udaliśmy się znów do przeprawy. Faktycznie woda opadła na tyle, że najpierw Antek a za nim ja przebrodziliśmy na drugą stronę, po czym Darek naszym śladem przeprawił się autem. Tak jak my, rzekę próbował przekroczyć pająk ptasznik z rodzaju Aphonopelma.
pająk ptasznik z rodzaju Aphonopelma
Zobaczyliśmy jakąś drogę gruntową wiodącą w lagunę, więc spróbowaliśmy tędy się przedrzeć. Jednak po kilkuset metrach stwierdziliśmy, że choć koła auta się ruszają, to jedziemy coraz wolniej. Po prostu utknęliśmy w błocie. Całe szczęście, że nasze auto wyposażone było w napęd na 4 koła z blokadą. Powolutku, wybierając teren pokryty kępami trawy i jakimiś krzaczkami, wróciliśmy do punktu wyjścia. Minęliśmy uśpioną wioskę i pojechaliśmy drogą prowadzącą w lewo. Daleko nie ujechaliśmy, bowiem ta szerokim i głębokim strumieniem w poprzek szalała rzeka, że pozostało nam wrócić, by spróbować dostać się na zaplanowane stanowiska drogą wiodącą na północ. Znów przekroczyliśmy wioskę i znów po kilku kilometrach przed nami szalała rzeka, zapewne ta sama, z przed której się dopiero wróciliśmy. Pomyśleliśmy jednak, że może przez noc woda opadnie i uda nam się rano pojechać dalej.
Rozbiliśmy namioty i poszliśmy na zwiady. Znaleźliśmy jeszcze kilka roślin Coryphantha sulcata GM1338 i prawdopodobnie jakąś Hesperolae sp. GM 1339. Przez całą noc lało i dokoła ryczały niesamowicie krowy. W moim i Darka namiocie było zupełnie sucho, ale Antek po prostu pływał na mokrej karimacie w mokrym śpiworze. Na szczęście noc była ciepła i parna.
04.07.2010 niedziela – Jose Maria Morelos, Coah. 5.896 km
Gdy rano wstaliśmy, okazało się, że woda jeszcze gwałtowniej przelewa się przez drogę. Dalsza podróż na wprost jest niemożliwa. Wróciliśmy więc do wczorajszej przeprawy i tu się okazało, że oczywiście poziom wody jest wyższy. Antek próbował wejść do wody w miejscu, gdzie wczorajszego dnia przejechaliśmy, i nagle stwierdził, że woda wyrwała betonowe dno vado i teraz w tym miejscu jest przynajmniej półmetrowy uskok.
Z przeciwnej strony nadjechało auto większe od naszego. Kierowca powiedział, że w nocy udało mu się przejechać, ale dalsza droga do Melchor Muzquiz była zamknięta, ponieważ woda zerwała most na głównej drodze oznaczonej COAH93. Kierowca wysłał swojego pomocnika, który z drugiej strony drogi spróbował przejść przez wodę sięgającą mu do pasa. Udało mu się, więc przejazd teoretycznie był możliwy. Gdy tamten kierowca upewnił się, że nasze auto jest wyposażone w sprawną wciągarkę, mając świadomość, że w razie utknięcia my go wyciągniemy, nie czekał, tylko przejechał. Pozostało nam powtórzyć ten wyczyn ale w przeciwną stronę. Też nam się powiodło, chociaż wszystko, co mieliśmy w aucie na moment znalazło się w wodzie. Także przez otwory wentylacji nawiewnej chlusnęła woda. Na szczęście mogliśmy wracać do bardziej przejezdnych dróg. Zatrzymaliśmy się jeszcze po drodze przy dość ciekawie wyglądających skałach. Przeszliśmy przez wierzchołki kilku sąsiadujących pagórków, na których zobaczyliśmy nasiąknięte wodą Epithelantha micromeris GM1340, Coryphantha echinus GM1340.1, Neollooydia conoidea GM1340.3 z pąkami kwiatowymi, Hamatocactus hamatacanthus GM1340.5, kwitnąca Echeveria strictiflora GM1340.6, Ancistrocactus brevihamatus GM1340.7
niebiesko kwitnące Commelina erecta GM1340.4 i
ciekawe osty Cirsium arizonicum GM1340.2.
Natknęliśmy się także na skunksa, do którego jednak ze znanych powodów nie chcieliśmy się zbliżyć za bardzo.
Gęste chmury nadal przelewały się przez góry, ale na szczęście już nie lało. Oczywiście asfaltowa droga do Melchor Muzquiz była zamknięta i jedyny kierunek, który nam się jawił jako możliwy, był drogą powrotną przez San Miguel i dalej teraserią na południe do Cuatrocienegas.
Już na pierwszych kilometrach teraserii za San Miguel natknęliśmy się na zaporę utworzoną przez kilka aut próbujących wyciągnąć autobus, który ugrzązł nieopatrznie na poboczu drogi. Być może zsunął się przy wymijaniu jadącego z naprzeciwka. Zatrzymaliśmy się także by pomóc. W pewnym momencie większy od naszego Chevrolet zagrzebał się, mimo że też miał napęd na 4 koła. Musieliśmy go wyciągnąć. Okazało się, że wyposażenie w blokadę jest dużo ważniejsze niż sam napęd na 4 koła. Gdy jedno koło zacznie „buksować”, możemy je zablokować i wówczas oba koła ciągną.
By uzyskać maksymalną siłę ustawiono nas wszystkich, tj. 4 auta w szeregu połączonym linami. Jedna osoba dyrygowała tym szeregiem, a nasze auto było na przedzie. Po zakończeniu operacji ruszyliśmy w dalszą drogę.
Niedługo droga znów zamieniła się w płynącą rzekę, którą forsowaliśmy. W pewnym miejscu nie widząc co znajduje się pod wodą, złapaliśmy gumę. Nie mogliśmy jednak jej zmieniś stojąc po osie w brunatnej wodzie, więc przez kilka kilometrów kontynuowaliśmy podróż. Gdy tylko zobaczyliśmy „ląd stały” zacumowaliśmy i wymieniliśmy oponę. Niestety, ta była do wyrzucenia, bo do naprawy się nie nadawała. Gdzieś w połowie drogi do Cuatrocienegas zapaliły się kontrolki, informując nas, że silnik jest przegrzany i niski poziom oleju. O tym, że niski poziom oleju wiedzieliśmy od początku, ale wynajmujący stwierdzili, że bez problemu pokonamy całą zaplanowaną trasę bez potrzeby dolewania. Okazało się to tylko w połowie prawdziwe. Silnik prawdopodobnie przegrzał się przy tym wyciąganiu, gdzie całą jego moc staraliśmy się uwolnić. Na szczęście po chwili w tym samym kierunku nadjechało jedno z aut, które tak jak my brało udział w samopomocy. Widząc nas stojących z podniesioną maską, też się zatrzymali, pytając co się stało. Gdy się dowiedzieli, oddali nam swój olej i nawet nie chcieli przyjąć zapłaty. W Meksyku jest taka zasada, że każdy pomaga każdemu, kto tej pomocy oczekuje i nie bierze za to pieniędzy. Skoro my pomagaliśmy meksykanom, to oni pomagają nam. Ta zasada w tych niezaludnionych okolicach bardzo mi się podoba, pomimo, że wynika ona w oczywisty sposób z zasad współżycia w miejscach, gdzie każdy zdany jest głównie na siebie i pomoc przypadkowego człowieka. Na jakiekolwiek służby tu przecież nie można liczyć. Późnym wieczorem dotarliśmy do znanego mi dobrze hotelu na przedmieściach Cuatrocienegas.
05.07.2010 poniedziałek – Hotel San Buenaventura, Coah. 6.320 km (350 peso)
Od rana kierujemy się ku miastu Monclova, za którym zatrzymujemy się w pobliżu Microonda Zago. Przechodzimy jak zwykle przez płot oddzielający główne drogi od terenu i już po kilku krokach, na białych wapiennych kamieniach znajdujemy
Coryphantha neglecta GM1340.8,
Echinomastus mariposensis GM1340.9, którego szczególnie chciałem pokazać Antkowi, bo przypomniałem sobie, jak kiedyś jego ojciec – Stanisław Hinz – mówił, że jest to najpiękniejsza roślina. Poza nimi widzieliśmy Cylindropuntia kleiniae GM1340.11 i
Ancistrocactus scheeri GM1340.10 .
Teraz zatrzymaliśmy się dopiero przed Saltillo, na niezbyt wysokim wzgórzu, na które dało się podjechać autem. Tu rosły
Echinocactus horizontalonius GM1341,
Thelocactus bicolor GM1341.1,
Lophophora williamsii GM1341.2,
Astrophytum capricorne v. major GM1341.3,
oraz Coryphantha delicata GM1341.4, Mammillaria leona GM1341.5 i Echinocereus stramineus GM1341.6. Z Saltillo ruszyliśmy na zachód, by wcisnąć się w góry ku antenie Microonda Vega 7. Zobaczyliśmy tam niewielką populację
Rapicactus beguinii GM1342,
złoto ociernione płaskie dyski Echinofossulocactus multicostatus GM1343,
Escobaria chaffeyi GM1344,
drobny sukulent z rodziny Crassulaceae o nazwie Lenophyllum gutatum GM1345,
Echinocereus stramineus GM1345.2 z fioletowymi kwiatami,
Echeveria cuspidata GM1345.4,
oraz Mammillaria chionocephala GM1345.1, Neolloydia conoidea GM1345.3, Tradescanthia sp. GM1345.5, Thelocactus bicolor, Grahamia coahuilensis GM1345.6.
W drodze powrotnej zaniepokoił nas dobiegający spod maski hałas. Zatrzymaliśmy się więc szybko u pierwszego napotkanego mechanika w Saltillo. Musiał naprawić wybitą uszczelkę utrzymującą amortyzator. Po naprawie przecisnęliśmy się przez zatłoczone Saltillo i przez Ramos Arizpe chcieliśmy wjechać w kaniony wysokich gór zaczynające się za San Jose de los Nuncios. Niestety zamknięta brama oznaczona, że za nią są tereny prywatne nam to uniemożliwiła. Wróciliśmy więc na autostradę i nią pojechaliśmy ku miastu Arteaga. W Arteaga obraliśmy kierunek pod autostradą w góry. Wkrótce zatrzymaliśmy się na chwilę, by nacieszyć oczy czerwono ociernionymi
Opuntia stenopetala GM1345.11
i widocznymi na skałach Lophophora williamsii GM1345.7,
Coryphantha delicata GM1345.9
rosnącymi nawet i głównie na drodze Thelocactus phymatothelos GM1345.10
oraz kwitnącymi Neolloydia conoidea GM1345.8. Droga niestety skończyła się pionowym urwiskiem wymytym właśnie przez wodę. Wróciliśmy na autostradę i zjechaliśmy z niej na asfaltową drogę wiodącą przez El Porvenir w kierunku Piedra Blanka. Po drodze mijaliśmy pozrywane mosty, lecz meksykanie szybko potworzyli objazdy. Gdy dotarliśmy wreszcie do głębokiego kanionu, okazało się, że wjazd do niego jest zablokowany, a przy samym wjeździe koczują ranczerzy w swoich autach. Większość z nich była pijana. Powiedzieli, że do swoich domów przez najbliższe dwa tygodnie nie będą mogli się dostać. Tornado, które przeszło nad okolicą, a którego skutki niedawno doświadczyliśmy, zmyło ze stromych stoków kanionu drzewa i ziemię, powodując całkowite unicestwienie przejazdu. Chcieliśmy przenocować w namiotach na pobliskiej górskiej polanie, ale nas uprzedzili, że jeśli zacznie padać, to nas razem z namiotami i drzewami zmyje także.
Posłuchaliśmy i już po nocy wróciliśmy do autostrady, gdzie wcześniej widzieliśmy przydrożny motel. W motelu Antek wyprawił tak smakowitą kolację, że właściciel obiektu nie mógł się oprzeć pokusie i przyszedł w gościnę.
06.07.2010 wtorek – motel Arteaga przy autostradzie, Coah. 6.680 km (300 peso)
Zawsze chciałem zobaczyć w przyrodzie jedną małą mamilarię, ale też zawsze słyszałem, że ponieważ rośnie tylko w jednym miejscu na pewnym ranczo, a właściciel nie toleruje kaktusiarzy, więc jest to bez osoby wprowadzającej niemożliwe. Postanowiłem tę wiadomość jednak sprawdzić. Udaliśmy się więc na ranczo niedaleko San Rafael by porozmawiać z właścicielem. W trakcie rozmowy wręczyłem mu nasze czasopismo Świat Kaktusów i przedstawiłem, jako członek redakcji i autor artykułów. O dziwo, właściciel okazał się człowiekiem wyrozumiałym i zezwolił nam na penetrację wzgórz, dodając nam swojego człowieka jako przewodnika. Ten przewodnik oczywiście nie miał pojęcia ani czego poszukujemy, ani gdzie to coś może rosnąć. Był po prostu opiekunem z ramienia ranczera. Pierwsze co nas zaskoczyło na wzgórzach, to nieprzeciętnej urody liczna populacja o długich, żółtych cierniach
Echinofossulocactus lloydii GM1346,
Mammillaria winterae GM1348.1 i M. formosa GM1348.2. Jakiś czas trwały poszukiwania, ale wkrótce znaleźliśmy miejsce, gdzie na niewielkim stanowisku, rozciągającym się na mniej więcej 400 m2 zobaczyliśmy dość liczną populację
Mammillaria sanchez-mejoradae GM1348. Jest to populacja w dobrym stanie, z wieloma siewkami i roślinami starymi. Widać, że ranczer dba o nie, nie wypuszcza na te wzgórza zwierząt do wypasania a i na ludzi ma oko. To bardzo dobrze, gdyż w przeciwnym wypadku dawno te rośliny przestałyby istnieć. Cieszy fakt, że wielu ranczerów jest bardziej zainteresowanych ochroną roślin niż władze państwowe. W drodze ze wzgórza zobaczyliśmy jeszcze fantastyczną populację
Echinocactus horizontalonius GM1347
i Ariocarpus retusus GM1348.3.
Naprawdę warto było zaryzykować i oficjalnie, za zgodą właściciela dostać się w to miejsce. Zapewne długo będę wspominać te okolice. Na skrzyżowaniu w San Roberto obraliśmy kurs na wschód.
Zatrzymały nas białe skały zbudowane z gipsu, do których dojechaliśmy jakąś niewyraźnie rysującą się drogą poprzez łąki. Przeszliśmy się po tych wzgórzach, na których były tylko
Rapicactus beguinii GM1348.4.
U podstawy wzgórz natomiast kwitły Opuntia stenopetala GM1348.5. W pobliżu Santa Clara de Gonzalez przemaszerowaliśmy się po niższych gipsowych wzgórzach, na których znaleźliśmy Coryphantha glanduligera GM1349, Rapicactus beguinii GM1349.1, Echinocereus parkeri GM1349.2 i
Thelocactus buekii GM1349.3. Nie zobaczyliśmy Rapicactus booleanus, który występuje na wyższych, a co zatym idzie i bardziej stromych skałach gipsowych. Niestety nie ryzykowaliśmy chodzenia po rozmokłych stromych skałach.
W okolicy Cieneguillas zatrzymaliśmy auto na poboczu drogi. Ledwo wyszliśmy na łąkę na granicy lasu, zobaczyliśmy w trawie maleńkie, zaledwie z ziemi wystające główki
Echinocereus knippelianus GM 1350
oraz Echinofossulocactus multicostatus GM1351.
Zatrzymaliśmy się jeszcze w znanym miejscu La Soledad. Zaczęliśmy iść na przełęcz. Po drodze widzieliśmy biało ocierniony Echinocereus pectinatus GM1351.1, Mammillaria candida GM1351.4,
M. albicoma GM1351.5,
Th. buekii GM1351.3,
Thelocactus bicolor GM1351.2, i Echinofossulocactus erectocentrus GM1351.6,
po czym złapał nas taki deszcz, że do auta wróciliśmy przemoczeni do suchej nitki, nie wyłączając majtek. Na nic więcej tego dnia nie mogliśmy liczyć. Pojechaliśmy więc do miasta Dr Arroyo, by porządnie się najeść,
ale na nocleg z powrotem wróciliśmy do buszu.
07.07.2010 – środa – Dr.Arroyo – La Soledad, NL 7.040 km
Noc minęła bardzo spokojnie, tylko kojoty wyły tuż przy namiotach. Przyjechaliśmy w miejsce, gdzie w roku ubiegłym znaleźliśmy nowego turbiniaka. Teraz moim zamiarem było określenie granic jego występowania. Po śniadaniu przeszliśmy się po pobliskich wzgórzach, ale interesujących nas roślin tu nie było. Tylko Ferocactus steinesii GM1351.7. Przejechaliśmy jakieś 5 km dalej i wyszliśmy na dość łagodne wzgórza. Tu znaleźliśmy podobną nieco do Villadia ale z białym wzorem na liściach
Echeveria unguiculata GM1351.8,
Ariocarpus retusus GM1351.9,
oraz typową Villadia cucullata GM1351.10. Wzgórzami zaczęliśmy przesuwać się wzdłuż drogi w kierunku powrotnym, przeczesując bliższy i dalszy teren. Półtora kilometra od drogi, za głębokim kanionem, na brzegu którego o mało nie wlazłem na śpiącego grzechotnika
Crotalux molossus
musieliśmy go rozzłościć, by stał się nieco bardziej fotogeniczny,
widzieliśmy jedynie Ariocarpus retusus GM1351.11, Yucca carneoroseana GM1351.12, Coryphantha echinoidea GM1351.13 i Thelocactus conothelos. Przeszliśmy na następne pasmo wzgórz, bliższe typowego stanowiska. Przechodząc do niego dolinką natrafiliśmy na bogatą populację wielkich Neolloydia conoidea GM1351.14. Gdy weszliśmy na te wzgórza, na wierzchołku dostrzegłem pierwsze rośliny
Turbinicarpus graminispinus GM1352.
Były znacznie większe niż na stanowisku typowym, osiągały do 2,5-3 cm średnicy. Poza tym nie różniły się od typu. Niestety już nie kwitły. Przeszliśmy tymi wzgórzami aż do stanowiska typowego. Niemal wszędzie po drodze można je było spotkać, mniej lub bardziej liczne. Razem z nimi rosły pokryte białym filcem rośliny z rodziny Asclepiadaceae
Matelea lanata GM1352.1.
Udokumentowaliśmy w ten sposób na przestrzeni około 2 km populacje Turbinicarpus graminispinus GM1353. Jeszcze chcieliśmy zobaczyć wegetację po przeciwnej stronie doliny, jednak ledwie widoczna gruntowa droga tam wiodąca została przerwana przez szalejący tu niedawno strumień, który spowodował wymycie drogi na głębokość 2 metrów, czyli nie do przejechania. W pobliżu była jednak ciągnąca się wzdłuż tego okresowego strumienia grzęda skalna, na której zobaczyliśmy Mammillaria centralifera GM1353.1, M. candida GM1353.2, M. picta GM1353.3,
kwitnące brunatnymi kwiatami Matelea lanata GM1353.4,
Ferocactus steinesii GM1353.5
i Opuntia tunicata GM1353.6. Wracając zatrzymaliśmy się jeszcze na najdalej i najniżej wysuniętej płycie dolomitowej, na której populacja
Turbinicarpus graminispinus GM1354 osiągała najmniejsze rozmiary.
Tu również rosły Mammillaria picta GM1354.1 i wielkie egzemplarze
Dasylirion miquihuanense GM1354.2.
Na następnym wzgórzu znaleźliśmy tylko Mammillaria candida GM1355.1 i
Thelocactus tulensis GM1355.
Teraz czekała nas długa droga do stanu Tamaulipas. Po drodze chcieliśmy jeszcze dostać się na widniejące z daleka białe skały, co teoretycznie mogliśmy tym autem osiągnąć, ale jak i w poprzednich przypadkach zniszczenia terenu spowodowane wodą uniemożliwiły nam to.
Zatrzymała nas 10 metrów głęboka wyrwa na trasie, bez możliwości ominięcia. Na nocleg wybraliśmy motel Cabañas La Florida przed Jaumave, w którym niestety nie było piwa.
08.07.2010 - czwartek – Cabañas La Florida, Tam. 7.140 km
Po śniadaniu ruszyliśmy na północ. Minęliśmy Jaumave i kilka kilometrów dalej zatrzymaliśmy się na poboczu drogi. Wystarczyło przejść się po tym gęsto zakrzaczonym terenie o skalnym podłożu, by wypatrzeć całe skupiska doskonale się mających
Obregonia denegrii GM1355.2,
którym towarzyszyły Hamatocactus sinuatus GM1355.3 z otwartymi kwiatami, Coryphantha delicata GM1355.4, Mammillaria heyderi GM1355.5, Ferocactus echidne GM1355.6 oraz kwitnące lilie Zephyranthes drumondii GM1355.7.
Jeszcze kilka kilometrów dalej, po lewej stronie drogi, w rozległej lagunie rosły Coryphantha delicata GM1355.8 i
Ariocarpus trigonus GM1355.9, który z zaschniętego błota wystawiał do góry swoje ciemnozielone, ostre brodawki.
Za rozjazdem dróg w San Antonio wypatrzyliśmy skały o strukturze nieco przypominającej podłoże łupkowe, więc musieliśmy się tam dostać. Znaleźliśmy w pobliżu tych skał wspaniale wyglądającą i bardzo bogatą populację
Astrophytum myriostigma GM1356.
Rzadko można zobaczyć tak zmienną populację. Były tu rośliny o 4-rech, 5-ciu, 6-ciu
a nawet 8-miu żebrach.
Ponadto niektóre rośliny były zupełnie białe, zdarzały się także zielone, pozbawione kłaczków na skórce,
ale najwięcej roślin ozdobionych było biało zielonymi paskami.
Aby koloryt był większy, niektórym roślinom słońce wybarwiło miejsca zielone na kolor czerwony.
Od czasu do czasu spotykaliśmy tu także Ferocactus echidne GM1356.1 i
Ariocarpus trigonus v. elongatus GM1356.2.
Zamiarem naszym było dojechać jak najbliżej stanowiska Mammillaria carmenae. Przez kanion w La Reforma przeprawiliśmy się bez problemu, ale przejazd w upatrzonym kierunku, z powodu bagnistego podłoża był niemożliwy. Wdrapaliśmy się tylko na niewielkie wzgórze, na którym zarejestrowaliśmy obecność Ariocarpus trigonus v. elongatus GM1356.3,
Hamatocactus sinuatus, GM1356.4,
Coryphantha delicata GM1356.5, Mammillaria heyderi GM1356.6 i Dasylirion acrotrichum GM1356.7. Wróciliśmy do asfaltu i zaczęliśmy jechać pod górę. Zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym na dolinę Jaumawe. Tu na skałach zobaczyliśmy Mammillaria centralifera GM1356.8. Zrobiliśmy jeszcze wypad górskimi drogami wiodącymi do Microondas las Mulas, jednak przejazd wierzchołkami gór był niemożliwy, a nam nie chciało się iść pieszo wiele kilometrów w kierunku Cerro Las Lagunitas. Obecności kaktusów tu nie stwierdziliśmy, zatem wróciliśmy.
Minęliśmy zwrotnik raka i zatrzymaliśmy się dopiero kilka kilometrów za Palmillas. Wiedziałem że w tej okolicy spotkać można stosunkowo rzadką mamilarię. Gdy wypatrzyliśmy gęsto porośnięty teren w tym rolniczym krajobrazie, zaczęliśmy przedzierać się przez krzaki. W ich cieniu wypatrzyliśmy Mammillaria prolifera GM1357, tylko kilka sztuk poszukiwanej
Mammillaria melaleuca GM1357.1 oraz
Homalocephala texensis GM1357.2 przyozdobiony czerwonymi jagodami owoców.
Natrafiłem też na gniazdo w ziemi, z którego wydobywała się szarańcza.
W drodze na południe koledzy chcieli zobaczyć Calibanus hookeri, więc zawiodłem ich na wzgórza w pobliżu Mamaleon. Wzgórza były gęsto pokryte wegetacją, ale przedzierając się przez nią znaleźliśmy Thelocactus tulensis GM1357.3, Mammillaria centralifera GM1357.4, Neollooydia conoidea v. robusta GM1357.5 i
Calibanus hookeri GM1357.6,
którego niemal metrowej średnicy zdrewniałe kule porośnięte były po brzegu trawo podobnymi liśćmi. U podstawy wzgórza, w błotnistej lagunie występowały
Echeveria lyonsii GM1357.8 i Echinofossulocactus pentacanthus GM1357.7.
Przejeżdżając przez miasto Tula, nie mogliśmy pominąć stanowiska biało kwitnących
Ariocarpus kotschoubeyanus GM1357.9,
przy których obecne były Echinofossulocactus phyllacanthus GM1357.10
i niewielkich rozmiarów Echinocactus horizontalonius GM1357.11.
Prze miasto przedarliśmy się w kierunku południowym, by pojawić się w pobliżu osady Lucio Vazquez. W błotnistej, jeszcze niewyschniętej lagunie obserwowaliśmy Mammillaria picta GM1359, Mammillaria surculosa GM1360, Mammillaria centralifera GM1360.3, Echinofossulocactus erectocentrus GM1360.1,
Echinocereus cinerascens GM1360.2
oraz Ariocarpus retusus v. scapharostroides GM1358.
Za Lucio Vazquez wjechaliśmy w jakąś boczną drogę wiodącą między wzgórza i rozbiliśmy biwak w pobliżu naturalnego zbiornika wodnego wykorzystywanego, jako miejsce pojenia bydła.
Noc zapowiadała się deszczowo.
09.07.2010 – piątek - La Providencia, Tam. 7.390 km
W nocy prawie nie padało. Rano wstąpiliśmy na najbliższe wzgórza, na których zobaczyliśmy C. cornifera GM1360.6, Glandulicactus uncinatus GM1360.7
Mammillaria microthele GM1360.4,
Coryphantha wohlschlageri GM1360.5.
Zeszliśmy do auta i wróciliśmy do znanego mi miejsca, gdzie razem z Coryphantha wohlschlageri GM1361.1 rośnie
Ariocarpus agavoides GM1361.
Pozostał nam długi powrót do Mexico City. Wracaliśmy przez Entronque Huizache, gdzie jak zwykle zobaczyć można około setki straganów z suszonymi grzechotnikami i kaktusami. Pamiętam, że na skutek krytyki innych państw, na przełomie wieku XX i XXI ilość straganów była niewielka, bo państwo nie zezwalało na ten proceder. Aktualnie władza ograniczyła się jedynie do ustawienia tablicy informującej, że kupowanie jest nielegalne, co oznacza, że sprzedaż jest legalna. Sprzedający oczywiście wiedzą, że nie do końca tak jest, w związku z czym przy straganach nikt nie stoi, a tylko słychać gwizdy przy próbie fotografowania procederu. Zatrzymaliśmy się na bardzo starym stanowisku, kiedyś chronionym zabiegami Charla Glassa. Tutaj trzeba wiedzieć, gdzie zjechać z autostrady, gdyż w innym miejscu nie da się zatrzymać. Jak dawniej rosną tu Echinofossulocactus pentacanthus GM1361.3,
Pelecyphora aselliformis GM1361.2,
Coryphantha echinoidea GM1361.4 z otwartymi żółtymi kwiatami,
Cylindropuntia tunicata GM1361.6,
Mammillaria sempervivii GM1361.5 i Thelocactus hexaedrophorus. Nieco dalej odbiliśmy w pierwszą napotkaną drogę w prawo i kilometr dalej się zatrzymaliśmy. W płaskim terenie porośniętym z rzadka buszem i trawą rosły Ferocactus latispinus GM1361.7, Echinocereus cinerascens GM1361.8, Echinocactus horizontalonius GM13619 oraz fantastycznie ociernione rośliny
Echinofossulocactus coptonogonus GM1361.10 z niemal czarnymi, prawdopodobnie od wilgoci, długimi cierniami.
Minęliśmy wielkie miasto San Luis Potosi i skierowaliśmy się drogą Mex57 na południe. Po około 20 km obraliśmy kurs na Jesus Maria, przez które przejechaliśmy i klucząc polnymi drogami dotarliśmy do podnóża masywu górskiego.
Ostatni odcinek jechaliśmy bezdrożem podgórska łąką, po której biegało stado koni. Gdy tylko wysiedliśmy z auta, pod naszymi nogami objawiły się
Echinofossulocactus phyllacanthus GM1363 z płaskimi przylegającymi cierniami.
Nieco wyżej, już na skałach dostrzegliśmy niewielkie haczykowe Mammillaria monancistracantha GM1362,
jakieś niewielkie rośliny cebulkowe GM1364 i wspaniale ociernione
Echinofossulocactus spinosus GM1365,
lub jak kto woli Echinofossulocactus albatus. Większość roślin ciernie miała ubarwione w tonacjach od szarego do żółtobrązowego, a tylko nieliczne posiadały ciernie w kolorze żółtym.
Na skałach widzieliśmy jeszcze Ferocactus histrix GM1365.1, Coryphantha clavata GM1365.3 i zwieszające się
Pachyphytum hookeri GM1365.2.
Do zmroku jechaliśmy do miasta Cadereyta w stanie Quretaro, gdzie umieściliśmy się w znanym nam dobrze hotelu Esperanza.
10.07.2010 - sobota – hotel Esperanza, Cadereyta, Que. 7.920 km (365 peso)
Ostatnie dni planuję tak, by były stosunkowo blisko Mexico City, co zapewnia komfort, że zawsze się zdąży na samolot. Jedziemy w kierunku zapory Zimapan na Rio Moctezuma. W Buena Vista del Rio skręcamy w kierunku jeziora. Zatrzymujemy się po jakimś kilometrze czy dwóch, gdy po prawej kończy się ciąg wzgórz. Wchodzimy na grzbiet, ale nie rośnie tam więcej niż poniżej. Są to głównie Mammillaria elongata GM1365.5, M. compressa GM1365.6, Echinocereus cinerascens GM1365.8, Coryphantha cornifera GM1365.9 z wielkimi pąkami kwiatowymi, Mammillaria longimamma GM1365.10,
Ferocactus histrix GM1365.7,
Echinofossulocactus lamellosus GM1365.4,
kwitnące Thelocactus leucacanthus GM1365.11
i również z fioletowymi kwiatami Cylindropuntia imbricata GM1365.12.
Docieramy wreszcie nad krawędź płaskowyżu ponad zalewem. W dół prowadzi wydeptana ścieżka, co oznacza, że można dostać się nad samą wodę. Spotykamy zresztą tubylców, którzy z wędkami udają się na brzeg jeziora. Do tafli wody jest jakieś 200 m w dół.
Nas specjalnie woda nie interesuje, ale pomału schodzimy, mocno rozglądając się na boki. Pierwszą rośliną, jaka rzuca mi się w oczy, jest niewielka siewka złociście ociernionego
Echinocactus grusonii GM1367.1.
Większych roślin nie mogę dostrzec, ale najciekawsze dla mnie są
Echinofossulocactus sulphureus GM1366, których jest tu wielka ilość.
Znajduję także mamilarię, której jeszcze nigdy nie widziałem, a którą klasyfikuję w grupie polyacantha
jako Mammillaria hoffmanniana GM1367.
Dostrzegam jeszcze Astrophytum ornatum GM1367.2, Echinocactus ingens GM1367.3 i Ferocactus histrix GM1367.4. Próbujemy przejechać kiepskimi drogami wzdłuż krawędzi urwiska, choć w pewnym od niej oddaleniu.
Po pewnym czasie zauważamy dwie wielkie rośliny Echinocactus grusonii GM1367.5 z owocami
oraz Mammillaria infernillensis GM1367.6. Zauważamy, że te dwa grusony nie wyrosły tu w sposób naturalny, ale zostały kiedyś posadzone na obrzeżu pola, na wykonanym sztucznie niewielkim usypanym z kamieni wale otaczającym skrawek ziemi rolnej. Dalej droga nie prowadzi, więc wracamy i w pobliżu wioski El Arbolito znów próbujemy dostać się do wody. Wkrótce jesteśmy nad samą wodą. Zostawiamy auto i wspinamy się na okoliczne skały. Jest tu duża wilgoć, więc i wegetacja jest bardzo bogata. Dla nas najciekawsze są wspaniałe, długocierniste
Mammillaria compressa GM1368. Kiedyś te rośliny rozpowszechnione były w kolekcjach pod nazwą Mammillaria angularis.
Ponadto w oko wpadały żółto kwitnące Mammillaria longimamma GM1368.1,
Ferocactus glaucescens GM1368.2,
Astrophytum ornatum GM1368.3,
Echinocactus ingens GM1368.4
a także kwitnące Thelocactus leucacanthus GM1368.5. Wracając wjechaliśmy jeszcze w drogę prowadzącą znowu nad wodę, ale tu były zupełnie inne skały. W poprzednim miejscu były to skały czerwone, pochodzenia wulkanicznego, a tu skały były białe, wapienne. Na tych skałach zobaczyliśmy zupełnie podobne kaktusy Ferocactus glaucescens GM1368.6, Astrophytum ornatum GM1368.7, Mammillaria compressa GM1368.9, M. elongata GM1368.10 i Echinocactus ingens GM1368.11. Odmianą było znalezienie Coryphantha octacantha GM1368.8. Darkowi także udało się zobaczyć Echinocactus grusonii. Teraz skierowaliśmy się na drugą stronę drogi, w pobliże wielkiego i 300 metrów głębokiego kanionu rzeki Rio Moctezuma. Wybraliśmy sobie do penetracji dominującą nad tym kanionem górę, na której podobno były znalezione Mammillaria herrerae. Pomimo chyba godzinnego przeszukiwania nie udało nam się tego dokonać. Były tylko Thelocactus hastifer GM1368.12, Bursera fagaroides GM1369, Echinofossulocactus lamellosus GM1368.15
i Mammillaria elongata GM1368.13 z Neolloydia conoidea GM1368.14.
Pięknie też kwitły jakieś fioletowe krzewinki. Wieczór zmusił nas do powrotu do hotelu, który wynajęliśmy na dwie noce.
11.07.2010 – niedziela – hotel Esperanza, Cadereyta, Que. 8.020 km (365 peso)
Spakowaliśmy się i znów ruszyliśmy w kierunku zapory Presa Zimapan. Gdy ją przekroczyliśmy i znaleźliśmy się w stanie Hidalgo, znów zjechaliśmy nad wodę, by zobaczyć, co kryją tutejsze skały. Ja głównie rozglądałem się za legendarną już Mammillaria scheinwariana, ale nie było mi dane jej znaleźć. Były za to
Echinofossulocactus lamellosus GM1369.1
i inne tutejsze popularne gatunki, widziane wczoraj. Pojechaliśmy dalej, ale skręciliśmy w pierwszą napotkaną drogę w kierunku północnym. Gdy oddaliliśmy się od asfaltu w linii prostej około 7 km, a przed nami wyrosły dość wysokie wapienne skały, zostawiliśmy auto i zaczęliśmy się wspinać ku widocznej przełęczy. Na przełęczy się rozdzieliliśmy. Darek poszedł grzbietem w prawo, a ja w lewo.
Dookoła roztaczał się wspaniały widok na leżące kilometr niżej dolinki. Kaktusów było tu bardzo mało. Co kilkadziesiąt metrów jakaś jedna czy dwie rośliny. Przeszedłem tak dość daleko i zszedłem na przeciwną stronę dość nisko, co oznaczało mozolny powrót, który trwał dość długo. Po drodze zanotowałem występowanie Echinofossulocactus lamellosus GM1369.2, Astrophytum ornatum GM1369.4,
Coryphantha octacantha GM1369.3,
kwitnąca dość dziwnie Agave strata GM1369.5,
Ferocactus glaucescens GM1369.6, Mammillaria infernillensis GM1369.7, Echeveria halbingeri GM1369.8,
kwitnąca czerwonymi kwiatkami Mammillaria ingens GM1369.9
oraz ciekawe zielone Sedum corynephyllum GM1369.10.
Gdy wróciłem, koledzy się już o mnie niepokoili.
Zakwitł oderwany w drodze ze stanowiska nowego turbiniaka, posiadający pąki kwiatowe odrost Thelocactus tulensis, więc mogliśmy uwiecznić jego kwiaty.
Zatrzymaliśmy się nieco dalej w drodze powrotnej, ale były tu tylko Coryphantha cornifera GM1369.11 i Echinofossulocactus lamellosus GM1369.12 oraz kwitnące Argemone mexicana. Wracając zboczyliśmy jeszcze ku innym wapiennym skałom. Auto zostawiliśmy w osadzie, tuż przy sklepiku, w którym zaopatrzyliśmy się w piwo i pomaszerowaliśmy pod górę. Niestety na tych skałach niemal nic nie rosło. Ponad nimi wznosiły się góry pochodzenia wulkanicznego, pokryte zielonymi trawiastymi łagodnymi zboczami i wystającymi czerwonymi skałami. Tam zobaczyliśmy miniaturowe cebulkowe Begonia sp. GM1371, M. ingens GM1371.2, Echinofossulocactus lamellosus GM1371.3, Echinocactus ingens GM1371.4,
Mammillaria sempervivii GM1371.1,
Mammillaria magnimamma GM1370,
oraz wspaniale kwitnące Coryphantha cornifera GM1371.5.
Minęliśmy Zimapan i podążyliśmy krętą teraserią na zachód, gdzie w pobliżu wioski Garabalos próbowaliśmy wdrapać się na skały jednego ze wzgórz. Niestety, gęsta roślinność i pionowe skały nam to uniemożliwiły. Polowanie zakończyło się ustrzeleniem tylko
kilku roślin Mammillaria ingens GM1371.6.
Minęliśmy miasto Ixmiquilpan posilając się przed nim w znajomej restauracji porządnymi porcjami kurczaków pieczonych na ruszcie. Przed miasteczkiem Xochitlan zwiedziliśmy kawałek terenu, na którym zanotowaliśmy występowanie
Coryphantha cornifera GM1371.7,
Echeveria bifida GM1371.8
i Opuntia sp. GM1371.9, która kwitła w nietypowy, monstrualny sposób.
Zatrzymaliśmy się jeszcze przy osadzie Santa Ana Batha, gdzie na wzgórzu za betonową fosą strumienia widzieliśmy Coryphantha cornifera GM1371.10, Coryphantha octacantha GM1371.11, Mammillaria sempervivii GM1371.12
i Echinofossulocactus anfractuosus GM1371.13. Na nocleg zatrzymaliśmy się w miasteczku Mixquiahuala.
12.07.2010 – poniedziałek – hotel w Mixquiahuala, Hid. 8.230 km (350 peso)
Od rana ustawiliśmy się w kolejce do mycia i czyszczenia auta, aby wyglądało w miarę porządnie przy zwrocie. Trwało to dobre dwie godziny, ale wreszcie mogliśmy z powrotem zapakować rzeczy i udać się by zwiedzić kompleks piramid w Tula de Allende.
Poświęciliśmy zwiedzaniu muzeum i terenu ruin kilka godzin.
Najciekawsze w tym kompleksie są posągi Atlantów.
Spotkaliśmy tam także innych Polaków. Dość wcześnie dotarliśmy do Mexico City, by po zakwaterowaniu w znajomym hotelu, udać się na targowisko Mercado de Atresania Balderas, na którym dokonaliśmy niezbędnych zakupów pamiątek, to jest pozbyć się nadmiaru gotówki. Skorzystaliśmy także z obsługi doskonałej restauracji znajdującej się naprzeciwko targowiska. Jak zwykle dość długo wracaliśmy do hotelu. O tej porze centrum Mexico City jest niesamowicie zatłoczone.
13.07.2010 – wtorek – Mexico City, 80.100 km (3x200 peso)
Rano, już na terenie parkingu przy lotnisku, zdaliśmy auto pracownikowi firmy wynajmującej. Z odprawą nie mieliśmy żadnych problemów. Następnego dnia, po przesiadce w Madrycie, zameldowaliśmy się na lotnisku Chopina na Okęciu.