Peru 2019 - przyroda i ruiny




          W roku 2015 zorganizowałem rodzinną wyprawę, w której udział wziął mój syn z żoną. Teraz przyszedł czas na wyprawę marzeń mojej córki z mężem. Przez długi czas chodził im po głowie wyjazd do Peru, toteż trzeba było opracować szczegółowy plan wyjazdu. Wszelkie obiekty zainteresowania zostały mi przedstawione, a do mnie należała logistyka, czyli głównie plan przejazdu, bo rezerwację miejsc w planowanych hotelach, biletów na Machu Picchu z dojazdem koleją, oraz wynajęcie auta pozostawiłem córce. To ma tę dobrą stronę, że przyszłościowo nie będzie się bała organizacji wyjazdów rodzinnych do innych krajów. Planowanie trasy przejazdu musiało oczywiście uwzględniać stanowiska z interesującymi mnie kaktusami. Początkowo braliśmy pod uwagę wyjazd 5 osób, tj. mnie, mojej żony, córki, zięcia oraz najstarszej wnuczki, ale szybko okazało się, że w wybranym na wyjazd terminie będzie miała przygotowanie do egzaminu do liceum.


04.04.2019 czwartek – Warszawa  
Lecieliśmy liniami KLM przez Amsterdam do Limy.



lecieliśmy liniami KLM. W samolocie żonie spodobał się zegarek z oferty bezcłowej. Gdy żona pochwaliła się obsłudze, że jest to prezent na naszą rocznicę ślubu, zostaliśmy poczęstowani szampanem oraz otrzymaliśmy od linii KLM prezenty.
Na lotnisku w Limie odebraliśmy bagaże, wymieniliśmy pieniądze i odszukaliśmy wynajmującego nam auto. Był to pojemny Ford Explorer z przebiegiem 114735 km. Już po kilku kilometrach na wyświetlaczu tablicy rozdzielczej pojawił się komunikat o niskim stanie oleju i konieczności jego uzupełnienia, co czym prędzej uczyniliśmy. Po drodze zrobiliśmy zaopatrzenie w supermarkecie i ruszyliśmy na południe główną drogą, czyli wiodącą wybrzeżem oceanu Panamerykaną. Już po szybko zapadającym zmroku dotarliśmy do oznaczonego na mapach campingu, leżącego nad oceanem, ale okazało się, że jest on czynny tylko w okresie wakacyjnym (kwiecień to peruwiańska jesień). Dobrze, że strażnik pozwolił nam ustawić namioty na plaży, i nawet w swojej dobroci udostępnił nam wc.


05.04.2019 piątek – Camping Baja Barcelona, Mala, Lima - namioty 

Rano spakowaliśmy się i rozejrzeliśmy po okolicy. Niedaleko, w małej zatoczce leżała martwa foka. Czym prędzej opuściliśmy to wspaniałe miejsce. Po kilku kilometrach, przy Panamerykanie skorzystaliśmy z oferowanego śniadania, po czym wjechaliśmy w dolinę Rio Omas. Za San Juan de Quisque zatrzymaliśmy się po raz pierwszy, widząc na skałach kaktusy. Były to:

 



 

- Loxanthocereus acanthurus GM1993.8, które kwitły czerwonymi kwiatami, ale niestety, ich owoce były jeszcze niedojrzałe.

WP0 San Juan de Quisque, Lima 210 mnpm

Minęliśmy ruiny Uquira i kilkanaście kilometrów dalej zatrzymaliśmy się ponownie widząc kolejne kaktusy. Szczególnie moją uwagę przyciągnęły:









- Islaya omasensis GM1994 z nielicznymi nasionami w uschniętych i uszkodzonych owocach, ale za to kilka roślin z kwiatami.







- Loxanthocereus acanthurus GM1994.1, też bez owoców.

WP01 Rio Omas, Lima 796 mnpm

W Pisco zjedliśmy obiad w postaci dobrej, smażonej ryby. Kolejnym punktem programu były wydmy opodal miasteczka Ica, o nazwie Huacachina.







Bardzo wysokie wydmy wznoszące się ponad niewielkim zielonym jeziorkiem, ale nie zdecydowaliśmy się ani na włażenie pieszo, ani na jazdę specjalnie przystosowanymi pojazdami. Po prostu nie mieliśmy tyle wolnego czasu, a chcieliśmy dojechać do Nasca, by od rana załapać się na samolot. Jeszcze przed nocą znaleźliśmy przyzwoity hotelik w Nasca.



06.04.2019 sobota – Nasca, hotel

Nawet dobrze nie zjedliśmy śniadania, a Kuba wcale, bo chcieliśmy być jak najwcześniej na lotnisku. Maleńkie lotnisko z prywatnymi avionetkami, tym niemniej i tutaj obowiązują przepisy antyterrorystyczne i na pokład nie wpuszcza się osób z przedmiotamki uważanymi za niebezpieczne. Dodatkowo każda osoba jest ważona i komputer na tej podstawie ustala miejsca w samolocie. Dosyć szybko załapaliśmy się na kolejny samolot i z uwagi na ciasnotę, z trudem do niego zapakowaliśmy, po 2 osoby na stronę, po czym poszybowaliśmy.





Wkrótce podziwialiśmy okolicę z lotu ptaka, aż zauważyliśmy pierwsze rysunki na ziemi.













Kolejno przelatywaliśmy nad wielorybem, astronautą, małpą, psem, trójkątami, kolibrem, spiralą, pająkiem, kondorem, drzewem, rękoma, jaszczurką i innymi, trudnymi do nazwania rysunkami. Za każdym razem pilot dokonywał przechyłów najpierw na jedną, a następnie na drugą stronę, abyśmy mogli dobrze rysunki widzieć przez okienka. Te przechyły na nas trojga nie podziałały, ale Kuba pomimo, że nie jadł śniadania, wysiadł z pełną torebką. Najciekawszym dla mnie momentem był fakt, że gdy pilot podchodził do lądowania, to się przeżegnał. Widocznie był to najniebezpieczniejszy moment naszej podróży. Kuba, który był kierowcą (ja nawigatorem) odmówił dalszego prowadzenia auta, bo ciągle kręciło mu się w głowie. Musiałem go zastąpić. Teraz udaliśmy się do niedalekiego, położonego na pustyni Cementario de Chauchilla, czyli odnalezionego stosunkowo niedawno, starego cmentarzyska ówczesnych Indian.









Żeby obejść wyznaczoną ścieżkę, trzeba przeznaczyć na to niemal godzinę.
Teraz już dosyć blisko miałem do stanowiska z interesującymi mnie kaktusami:











- Islaya bicolor GM1995, innych kaktusów nie zauważyłem w tej lokalizacji.

WP02 San Juan, Ica 328 mnpm

Ponad 3 godziny później (w międzyczasie posililiśmy się obiadem w przydrożnej restauracji, po którym Kubie wróciły siły do dalszego kierowania autem oraz dobry humor)zatrzymaliśmy się na kolejnym stanowisku kaktusowym, położonym w niewielkim, ale za to bogato wyposażonym w śmieci, kanionie. Na tym stanowisku dominowały:











- Islaya islayensis GM1996
- Haageocereus decumbens GM1997

WP03 Quebrada de La Vaca, Arequipa 183 mnpm

Kilka kilometrów za Chala ponownie zrobiłem przymusowy postój. Na okolicznych wierzchołkach dosyć płaskich lecz ozdobionych skałami wydm znalazłem:









- Islaya chalaensis GM1998
- Haageocereus decumbens GM1998.1

WP04 Chala, Arequipa 180 mnpm

Ponieważ znalazłem niewielką informację o ogólnie nieznanej Islaya flavida, postanowiłem ją odszukać wiedząc, że może to być trudne zadanie. Wjechaliśmy zatem w kanion rzeki Rio Chaparra, który początkowo był dosyć szeroki. Zapadająca noc zmusiła nas do noclegu niemal w korycie rzeki, blisko przeprawy drogowej, bo strome ściany kanionu nie pozwalały na inną lokalizację. Nie spodziewaliśmy się większych opadów, które zmusiłyby nas do nocnej ucieczki, ponieważ skończył się termin letnich opadów. Tak też noc była spokojna.



07.04.2019 niedziela – Rio Chaparra, Casa Grande, Arequipa - namioty



Zjedliśmy jakieś drobne śniadanie, po którym spakowani wyruszyliśmy w dalszą drogę. Po godzinie jazdy zauważyłem na zboczu ponad drogą kaktusa z owocami, wobec czego musiałem się do niego dostać. Był to:







- Haageocereus platinospinus GM1999.
Wdrapałem się jeszcze kilka metrów wyżej, gdzie otworzyła się przede mną niewielka równina, przedzielona kanionem. Doszedłem do kanionu, w którym dostrzegłem niemal kuliste kaktusy. To była właśnie poszukiwana:











- Islaya flavida GM2000. Zadziwiające, że ma ona pachnące kwiaty. Również Ritter w swoim opisie wspominał o tym. Nie jest to cecha spotykana u innych gatunków tego rodzaju.

WP05 Chaparra, Arequipa 1220 mnpm

Za Puerto Viejo kolejny postój. Na tym stanowisku widzę wyłącznie:







¬- Islaya islayensis var. minor GM2001

WP06 Puerto Viejo, Arequipa 100 mnpm

Jadąc dalej wzdłuż oceanu, dostrzegamy po lewej stronie drogę gruntową, wiodącą do skupiska z daleka widocznych kaktusów kolumnowych. Nawet moim współuczestnikom to miejsce wyraźnie się spodobało. Nie trzeba ani się wspinać, ani brodzić w głębokim pisku, i można sobie zrobić zdjęcie z wielkim kaktusem:









- Neoraimondia arequipensis ssp. roseiflora GM2002. Pomiędzy tymi wysokimi kaktusami znalazłem i inne, mniejsze



- Haageocereus decumbens var. acinacispinus GM2002.1



- Islaya islayensis GM2002.2







- Pygmaeocereus bylesianus var. familiaris GM2003

WP07 La Bodega, Arequipa 70 mnpm

Przed miejscowością Ocoña zatrzymujemy się ponownie, bowiem tutaj ma występować jeszcze jedna Islaya. Z początku nie widzę żadnych kaktusów, ale po wejściu na strome wydmy znajduję ich dużą ilość:









- Islaya copiapoides GM2004







- Haageocereus decumbens GM2005

¬WP08 Ocoña, Arequipa 305 mnpm

Za Camana wjechaliśmy w głęboki kanion, którym wiodła droga do Arequipa. Gdy dotarliśmy na wysokość około 1000 mnpm, skręciliśmy w drogę wiodącą do jednostki wojskowej. Jeszcze przed jednostką, na zboczach opadających do dna kanionu, którym wiodła droga główna, zobaczyłem nieliczne:



- Haageocereus decumbens lub platinospinus GM2006.1 oraz nieco dalej









- Islaya divaricatiflora GM2006. Te islaje wyraźnie zewnętrznie różnią się od wcześniej widzianych, nie tylko kwiatami, które mają być czerwone, ale i budową ciała, szczególnie odległością między brodawkami. Niestety, nie dane mi było zobaczyć kwiatów w tak późnym terminie. Owoców z nasionami też nie znalazłem, czego bardzo żałuję.

WP09 Miramar, Arequipa 1030 mnpm.

Dalsza droga prowadzi do Matarani, gdzie zamierzamy spędzić noc w namiotach. Jest już ciemno, ale nie znajdujemy żadnego dostępu do oceanu, ani miejsca nadającego się na biwak. Dopiero przed Mollendo udaje nam się zjechać do pięknej zatoczki Catarindo.



Właściciele małej gospody pozwalają nam rozstawić namioty na placu obok oraz korzystać z WC. W przyjacielskich warunkach wypiliśmy kilka piw i gdy obiekt zakończył swoją działalność, poszliśmy spać.



08.04.2019 poniedziałek – Catarindo - namioty



Po śniadaniu udaliśmy się do pobliskiego Mollendo aby znaleźć warsztat samochodowy, bowiem wyraźnie słychać było, że w przednim prawym kole okładziny klocków hamulcowych są zdarte, a przed nami jazda po górach. Widać było, że wynajęte auto wcale nie było przygotowane do dalszej eksploatacji, a firma wynajmująca liczyła na to, że klijent zostanie zmuszony do napraw na koszt własny. Szczęśliwie udało nam się znaleźć fachowca i po godzinie hamulce były gotowe. Przy okazji zauważyliśmy, że to koło ma źle ustawioną zbieżność lub pochylenie (najwyraźniej po jakiejś kolizji), co skutkowało zdzieraniem opony. Ponadto koło miało duże niewyważenie, co wyczuwalne było przy wyższych prędkościach. Na oponie po wewnętrznej stronie już prześwitywały oploty wzmocnienia. Na pewno w przyszłości nie skorzystamy ponownie z oferty tej firmy.

Teraz czym prędzej podążyliśmy do La Yarada, niedaleko granicy z Chile, bo to miejsce wymienił Ritter przy swoim opisie Islaya unguispina. Na miejscu przekonałem się, że nie ma możliwości, aby w najbliższej okolicy jakakolwiek Islaya rosła. Żadnych wydm ani wzniesień, teren równy, położony kilkanaście metrów nad poziomem oceanu i do tego w całości zagospodarowany uprawami ziemniaków. Wracając, około 10 km od La Yarada widoczne są jedyne w okolicy wyższe wydmy.



Tutaj się zatrzymałem i mając około godziny do dyspozycji doszedłem do najbliższych wzniesień, po czym wspiąłem się po tym piasku aż na wierzchołek, czyli około 150 m. Tam żadnych roślin nie znalazłem, ale za to zobaczyłem nieco dalej jeszcze jeden rząd wydm, znów około 150 m wyższych, a nad nimi kolejne pasmo. Na tak daleką podróż nie miałem po prostu czasu. Trzeba by poświęcić przynajmniej pół dnia poszukiwań. Ponieważ nasza trasa była dosyć dokładnie zaplanowana, a ponadto termin odwiedzin na Machu Picchu był nie do zmienienia, musiałem przerwać poszukiwania i wrócić do auta.

Już po powrocie do domu znalazłem w zapiskach Rittera, że rośliny znalazł ponad 20 km na północ od La Yarada, a to oznacza, że mijaliśmy stanowisko po drodze, nie przypuszczając nawet ich istnienia.

Wracając brzegiem morza, zatrzymaliśmy się około 30 km dalej, w kanionie Caleta del Burro. Jest to również miejsce naznaczone historią, ale mnie zainteresowały wyłącznie kaktusy. Były to:





- Loxanthocereus sp. nova GM2007, prawdopodobnie jakaś jeszcze nieopisana odmiana em>Loxanthocereus hoxeyi
- Neoraimondia arequipensis GM2007.1





- Loxanthocereus sextonianus GM2007.2

WP10 Caleta del Burro, Tacna 110 mnpm

Teraz nie pozostało nam nic innego, jak tylko wjechać w góry, i już bez zbędnego zatrzymywania, o zmroku dojechaliśmy do dużego miasta Moquegua, w którym znaleźliśmy porządny hotel.



09.04.2019 wtorek – Moquegua - hotel



Miasto znajduje się na wysokości zaledwie niecałe 1400 mnpm, więc nie można zaliczyć tego noclegu do wstępnej aklimatyzacji, a czekała nas droga nad jezioro Titicaca, czyli wysokość około 4.000 mnpm, z przejazdem na ponad 4.700 mnpm. Nie wiedziałem, jak moja rodzina to zniesie. Trzeba było urządzać postoje aklimatyzacyjne. Pierwszy postój urządziłem na wysokości około 3.000 mnpm. Na tej wysokości jest już sporo zielonej roślinności. Akurat zakwitły:







- Arequipa (Oreocereus) hempeliana GM2007.3. Ponadto widziałem:
- Cumulopuntia sphaerica GM2007.4





- Armatocereus procerus GM2007.5



- Weberbauerocereus weberbaueri GM2007.6

WP10A Hujulay, Moquegua 3030 mnpm

Na wysokości 3.800 mnpm drugi odpoczynek. Oczywiście nie dla mnie. Tutaj znalazłem:







- Neowerdermannia chilensis ssp. peruviana GM2008. Same dorosłe rośliny. Widocznie nie zawsze panują warunki do wykiełkowania i późniejszego przetrzymania suszy przez młode siewki. Praktycznie od typowych roślin z Chile różni się tylko tym, że rośnie w Peru.
- Cumulopuntia ignescens GM2008.1





- Oreocereus leucotrichus GM2008.2

WP11 Pampa Cuellar, Moquegua 3.800 mnpm





Do Puno dojechaliśmy około 14:00, czyli mieliśmy dość czasu, aby po zajęciu miejsca w hotelu udać się do przystani, gdzie zamówiliśmy łódkę do przewozu na wyspy Uros.







Najpierw dopłynęliśmy do pojedynczej wysepki, gdzie żyje kilka rodzin, a właściwie utrzymują się przez całe życie tylko z turystów, którzy płacą nie tylko za zwiedzanie, ale też kupują różne duperele, szczególnie wyroby z wełny alpaki, produkowane jakoby przez tych tubylców. Te wyspy są tworem sztucznym utrzymywanym od wieków, wykonanym w całości z trzcinowych bali o sumarycznej wysokości ponad 2 metry. Ponieważ najstarsze, czyli najgłębiej położone warstwy trzciny gniją, więc każdego roku na wierzchu dokładana jest nowa warsztwa trzciny. Chodząc po takim sztucznym lądzie, cały czas się czuje ruchy tej "ziemi". Mieszkańcy skarżą się na reumatyzm, nieodzowny w takich warunkach i dopadający już w młodości.

Następnie dopłynęliśmy do właściwych wysp Uros, gdzie ze smakiem zjedliśmy profesjonalnie przyrządzone ryby typu pstrąg (tutaj nazywają je "trucha"), żyjące w jeziorze Titicaca. Cena tego dania była oczywiście 2 razy wyższa niż w Puno, ale takie są atrakcje zwiedzania.

Do hotelu wróciliśmy przy nisko zawieszonym nad horyzontem słońcu. Nasze dziewczyny odczuwały ból głowy, zapewne z powodu wysokości.



10.04.2019 środa – Puno - hotel



Kolejny dzień nie przedstawiał się dziewczynom w różowych kolorach, bowiem wysokość miała się zawierać między 3.800 a 4.900 mnpm, a ból głowy nie ustępował.



Żegnając się z Puno, odwiedziliśmy punkt widokowy o nazwie Mirador Puma. W miejscu, skąd roztacza się piękny widok na miasto Puno i jezioro Titicaca ustawiono olbrzymi monument przedstawiający pumę z tarasem widokowym. Prócz pumy zbudowano jeszcze olbrzymie paszcze węży z zębami. Może dla dzieci jest to dobra zabawa, ale mnie wydało się to niezwykle kiczowate dzieło. Tym bardziej, że widoczne z całej okolicy.

Stąd skierowaliśmy się na północ, do znanych ruin kompleksu archeologicznego Sillustani nad jeziorem Lago Umayo. Oczywiście po drodze, stosunkowo blisko Puno, musiałem zatrzymać się, by zobaczyć:



- Lobivia maximiliana GM2009





- Lobivia pentlandii GM2009.1



- Cumulopuntia boliviana GM2009.2

-WP12 Fundo Chicheros, Puno 3890 mnpm

Wkrótce dotarliśmy do parkingu przy zabytku, gdzie w niwielkiej restauracyjce, czy raczej barze, najpierw w ramach śniadania zjedliśmy jajecznicę, następnie odbył się proces kupowania pamiątek, a dopiero w następnej kolejności ruszyliśmy by zwiedzić zabytki





Ponieważ miejsce to jest często odwiedzane przez turystów, te skromne ruiny doczekały się innych atrakcji, jak chociażby rzeźby i całe ciągi straganów z pamiątkami.
Przy ruinach Sillustani też uważnie się rozglądałem i też znalazłem kaktusy:







- Lobivia maximiliana GM2010



- Cumulopuntia boliviana GM2010.1

WP13 Sillustani – Lago Umayo, Puno 3970 mnpm

Dalsza droga powiodła nas na północ, przez Juliaca, Azangaro i San Anton w kierunku Maconi, ale gdy zobaczyliśmy na zielonych, trawiastych stokach doliny białe i żółte poduszki kaktusów, musieliśmy się zatrzymać:





- Punotia lagopus GM2011







- Austrocylindropuntia floccosa GM2012, między którymi widać było liczne głowy







- Lobivia maximiliana GM2012.1

WP14 Trapiche, Puno 4.425 mnpm

Do Maconi doprowadziła nas droga asfaltowa, ale dalsza droga na południe w kierunku Santa Rosa, to zwykła żwirówka, po której trzeba było jechać wolniej i bardziej uważnie. Trzeba jednak przyznać, że całe Altiplano peruwiańskie jest niezwykle malownicze. Pomału zaczynaliśmy się przyzwyczajać do wysokości, bo dziewczyny cierpiały jakby mniej.
Noc spędziliśmy w hotelu w Santa Rosa.

11.04.2019 czwartek – Santa Rosa, Puno - hotel



Rano nasze panie wyzdrowiały. Minęliśmy Sicuani i wstąpiliśmy by zwiedzić park archeologiczny Raqchi pod wulkanem Quinsachata, za wioską Qquea.



Od wejścia do ruin trzeba było skręcić w prawo, ale mnie zainteresowały skały, do których biegła prosta droga. Widać było, że była to bardzo stara, zarośnięta trawą droga, po której aktualnie nikt nie chodzi. W części przebiegającej po skałach droga porośnięta była bogatą populacją interesujących:







- Lobivia hertrichiana GM2013 oraz nielicznymi





- Austrocylindropuntia floccosa ssp. yanganucensis GM2013.1, zupełnie bez typowych dla gatunku włosów. Dopiero teraz mogłem udać się na zwiadzanie ruin.



WP15 Qquea, Cusco 3505 mnpm

Około 10 km dalej skręciliśmy na południowy zachód, by odwiedzić wiszący most w Q`eswachaca.



Znajduje się on w głębokim kanionie i jest obecnie wyłącznie atrakcją turystyczną, bowiem nie prowadzi praktycznie do nikąd, a za wejście na niego trzeba zapłacić. Zarabia na tym miejscowa społeczność, zatrudniająca 2 osoby. Jedna sprzedaje bilety, a druga kontroluje i zapisuje każdą transakcję w notesie, aby przypadkiem sprzedający nie przywłaszczył sobie ani sola. Jak zwykle zerknąłem na okoliczne skały i dostrzegłem:



- Lobivia hertrichiana GM2014 oraz
- Cumulopuntia boliviana GM2014.1

WP16 Q`eswachaca, Cusco 3.625 mnpm

Powróciliśmy do drogi głównej i po kilku dalszych kilometrach skręciliśmy do miasteczka Pitumarca, znajdując sobie niewielki hotelik na wylocie z miasta. Ponieważ było jeszcze dosyć wcześnie, do zachodu słońca spacerowaliśmy uliczkami, obserwując życie codzienne i ich mieszkańców.



12.04.2019 piątek – Pitumarca - hotel



Zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy w stronę Gór Tęczowych. Wkrótce z dobrej drogi asfaltowej skręciliśmy na wijącą się pod górę żwirówkę, by po kilku kilometrach zatrzymać się na olbrzymim parkingu. Po drodze obserwowaliśmy wielką ciężarówkę, której paka wypełniona była ludźmi, jak przed nami pochyla się na zakrętach nad przepaściami. Ku naszemu zdziwieniu z ciężarówki, już na parkingu, wysypało się kilkadziesiąt osób, które ulokowane były piętrowo, jedni nad drugimi. Ta masa ludzka nagle popędziła na skróty przez wysokie góry, by jak najprędzej dostać się na przełęcz, niosąc tobołki z oferowanymi turystom pamiątkami, napojami i jedzeniem.





My wynajęliśmy przewodników z końmi, albowiem do przełęczy było ponad 5 km drogi, ja i moja żona już swoje lata mamy, a różnica wzniesień wynosi około 500m, tj. trzeba się dostać z wysokości 4.500m na ponad 5.000 m. Nieliczni tylko wiedzą, jaka to ciężka praca dla osób nieprzyzwyczajonych do braku tlenu w powietrzu. Po raz pierwszy w życiu dosiadłem konia i przez chwilę czułem się bardzo niewyraźnie, ale szybko opanowałem technikę utrzymania się w siodle. Przez te 5 km jechaliśmy, a przewodnicy szli pieszo, prowadząc konie. Niemniej około 100 m poniżej przełęczy musieliśmy pozostawić konie, gdyż dalej im nie wolno było iść, i rozpocząć samodzielnie wspinaczkę ścieżką po stromiźnie. Na wysokości powyżej 4.900 metrów, każdy wykonany krok wiąże się z zapotrzebowaniem na powietrze, którego to prawie nie ma. Niemniej powoli, krok za krokiem zbliżaliśmy się do celu. Tylko moja żonka pozostała w miejscu postoju koni, bo nie zdecydowała się na podbój. Na przełęczy zaskoczył mnie niesamowity ruch i tłok turystów, właściwie samych młodych.







Ale też warto było zobaczyć te barwne góry. Na tej wysokości temperatura powietrza zbliżona była do zera a wiatr silny, więc wszyscy opatuleni byli jak u nas w zimę w górach. Kilkanaście minut spędziliśmy na przełęczy, a nawet kilkanaście metrów ponad nią, by podziwiać widoki, po czym powróciliśmy do koni.





Ja całą drogę powrotną pokonałem już pieszo, bo jednak lepiej czuję się na własnych nogach. Pozostali uczestnicy woleli jednak jechać. Pożegnaliśmy się z przewodnikami regulując należności, po czym wsiedliśmy do auta i odbyliśmy drogę powrotną.

Jeszcze przed Cusco zatrzymaliśmy się na chwilę przy Pinipampa, gdzie zobaczyliśmy:







- Lobivia hertrichiana f. simplex GM2014.2 razem z



- Corryocactus erectus GM14.3

WP16A Pinipampa, Cusco 3190 mnpm

Znaleźliśmy w Cusco, na przedmieściach San Jeronimo, bardzo porządny, choć niezbyt tani hotel z naprawdę ciepłą, a nawet gorącą wodą, a nie letnią i tylko przez kilka minut, jak w innych tanich noclegowniach. Z przyjemnością opróżniliśmy butelkę tutejszego pisco.

13.04.2019 sobota – San Jeronimo, Cusco - hotel DM Hoteles Cusco



Udaliśmy się do centrum Cusco, by odwiedzić interesujące miejsca. Ale w całym centrum Cusco brak jest możliwości parkowania. Po jakimś czasie kręcenia się po ulicach, ktoś nam wskazał parking prywatny. Przez wąską bramę wjeżdżało się na plac, całkowicie zastawiony autami.



Dla świętego spokoju zapytałem o możliwość parkowania. Obsługujący uśmiechnął się i powiedział, że oczywiście, po czym poszedł do kanciapy po kluczyki, przeparkował kilka aut, tak by nasze się zmieściło. Kluczyki musieliśmy pozostawić wraz z autem na parkingu, po czym poszliśmy zwiedzać miasto.



Doszliśmy do Plaza de Armas, czyli centralnego placu miasta i nękani przez różnych sprzedawców wstąpiliśmy do katedry, która bez wątpienia jest najbogatszym zabytkiem w całej Ameryce Łacińskiej. Tyle złota jeszcze nigdy nie widziałem. Jednym z ciekawszych obiektów jest olbrzymi obraz „ostatniej wieczerzy”, na którym na stole, przed Jezusem leży upieczona świnka morska „cuy”. Niestety, ale w katedrze zabronione jest fotografowanie i filmowanie, a cały obiekt najeżony jest kamerami. Jeszcze trochę pospacerowaliśmy po mieście, nawet znaleźliśmy sklep sportowy z pojemnikami z gazem propan, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę, by po jakimś czasie wjechać na wzgórza widniejące nad „złotą katedrą”.



To tutaj ulokowano wielki posąg białego Jezusa i opodal znajdują się ruiny preinkaskiego miasta Muyuqmarka Sacsayhuaman.



Można podziwiać, z jak wielką precyzją olbrzymie kamienie, z których budowano mury, zostały do siebie dopasowane. Nawet kartka papieru się w szczeliny nie wsunie, bo tych szczelin po prostu nie ma. Ponadto sposób ich układania in dopasowywania bez zaprawy przetrzymał wszelkie, bardzo często występujące, trzęsienia ziemi. Początkowo Hiszpanie – zdobywcy wykorzystywali te bloki skalne do budowy swoich obiektów, ale po każdym trzęsieniu ziemi rozsypywały się. Tak więc procederu zaprzestano. Dzięki temu możemy dzisiaj podziwiać te zabytki.

Jadąc w kierunku Pisaq, zatrzymaliśmy się jak zwykle na sikanie, po czym znalazłem:



- Lobivia maximiliana var. corbula GM2014.4

WP16B Yuncaypata, Cusco 3.800 mnpm



Minęliśmy Pisaq i dotarliśmy do Parku Archeologicznego Pisaq z ruinami Qantus Raqay oraz Q`allaqasa. Wspinając się do tego drugiego obiektu, wypatrzyłem:







- Lobivia hertrichiana var. incaica GM2015



- Corryocactus erectus GM2016

WP17 Quantusraqay, Cusco 3.480 mnpm

Zimny wiatr wygonił nas z ruin, ale też czas był po temu najwyższy, skoro chcieliśmy przed zmrokiem dojechać do zarezerwowanego hotelu w Ollantaytambo.



Po zameldowaniu się w hotelu zwiedziliśmy jeszcze miasteczko wraz z placem centralnym, przy którym toczy się życie. Tutaj są sklepy i restauracje. Wypiliśmy „Pisco Sauer” co umiliło spędzone chwile i przed powrotem do hotelu zaopatrzyliśmy w niezbędne artykuły.

14.04.2019 niedziela – Ollantaytambo, Cusco - hotel



Raniutko wystartowaliśmy pieszo do odległej o jakieś 2 kilometry stacji kolejowej, by zdążyć na pociąg, na który mieliśmy już od dawna wykupione bilety.



Wagonami z szerokimi przeszkleniami niezbyt szybko dojechaliśmy do stacji końcowej, którą jest miejscowość Aguas Calientes.



Aby dostać się do dworca autobusowego, czyli kolejnego etapu podróży, trzeba przejść przez olbrzymi kompleks handlowy, gdzie sprzedają pamiątki. Przy dworcu trzeba było jeszcze wykupić bilety, i po niezbyt krótkim oczekiwaniu mogliśmy wreszcie podziwiać widoki z serpentyn drogi, wznoszącej się po bardzo stromym zboczu góry. Dojechaliśmy do punktu końcowego, czyli parkingu przy Machu Picchu. Tutaj wejście też jest tylko na określoną godzinę, wobec czego musieliśmy dość długo czekać, by nas wpuszczono na teren obiektu. Wąską ścieżką, w tłumie ludzi (a przecież nie był to sezon turystyczny) ruszyliśmy pod górę.





Wreszcie dotarliśmy do górnej części, z której roztacza się widok na cały kompleks Machu Picchu. Dobre kilka godzin trwało zwiedzanie poszczególnych elementów ruin, po czym wróciliśmy na parking autobusowy, doczekaliśmy swojej kolejności i wróciliśmy do Aguas Calientes. Jeszcze tylko zwiedzanie targowiska, wsiadamy do pociągu powrotnego i wracamy do Ollantaytambo. Pociąg powrotny wybraliśmy w wersji droższej, ale też warto było.





Film



Po pierwsze wagony są jeszcze lepiej przeszklone, po drugie – dostaliśmy poczęstunek, a po trzecie – była też niespodzianka, w postaci występów załogi obsługującej.



W Ollantaytambo, już po zachodzie słońca, wybraliśmy się jeszcze do centrum, by w przyjemnych restauracyjnych warunkach zjeść kolację – w tym osławionego smażonego „cuy`a” czyli morską świnkę, popijając smacznym drinkiem pisco sauer.



15.04.2019 – poniedziałek – Ollantaytambo, Cusco - hotel



Postanowiliśmy zaliczyć, jako pierwszą atrakcję tego dnia, ruiny Ollantayambo.



W górnej części kompleksu archeologicznego zauważyłem ścieżkę wiodącą na punkt widokowy ponad ruinami.









Pobocza ścieżki porośnięte były interesującą roślinnością, w tym sukulentami, np. kilka gatunków Tillandsia, Sedum, jakimiś bromeliami, storczykami ziemnymi i niewielkimi opuncjami. Niemal przy punkcie widokowym znalazłem:



- Corryocactus erectus GM2017, oraz







- Lobivia hertrichiana var. echinata GM2018

WP18 Ollantaytambo, Cusco 3.015 mnpm

Minęliśmy miasteczko Urubamba i wjechaliśmy w drogę żwirową wiodącą do pierwszej tego dnia atrakcji, jaką są solne pola Valle Sagrado de los Incas, w których bardzo wolno wpływająca woda zawierająca dużo soli odparowuje, pozostawiając krystaliczną sól.



Te poletka eksploatowane są nieprzerwanie od stuleci.



Następną atrakcją są leżące za miasteczkiem Maras wielkie jakby studnie Moray. Prawdopodobnie były to niegdyś laboratoria uprawy roślin, ale są to tylko przypuszczenia, niepotwierdzone żadnymi faktami.
Wieczorem dojechaliśmy do Abancay, znajdując sobie hotelik na nocleg.

16.04.2019 - wtorek – Abancay, Apurimac - hotel



Po 2,5 godzinie jazdy, gdy po lewej stronie pojawiły się białe, wapienne skały, zatrzymujemy się jak zwykle "na sikanie" (oczywiście w większości przypadków takie miejsca nie są wybierane z konieczności zaspokojenia potrzeb ludzkich, ale mojej potrzeby zobaczenia ciekawych roślin). Na porośniętych trawą spłaszczeniach zbocza, pomiędzy skalnymi płaszczyznami rosną:







- Oroya peruviana GM2019
- Austrocylindropuntia floccosa GM2020

WP19 Montacorral, Apurimac 3.680 mnpm



Mijamy Andahuaylas, Uripa i po niemal 4 godzinach zatrzymujemy się ponownie i na skałach pomiędzy niedawno nasadzonymi drzewami eukaliptusowymi znajduję nieliczne:







- Lobivia tegeleriana GM2021. Te eukaliptusy spowodują, że za kilka-kilkanaście lat tej populacji już nie zobaczymy.
GM20 Hacienda Ibias, Ayacucho 3.010 mnpm



W Peru najpopularniejszym środkiem lokomocji jest 3-kołowy "tuk-tuk". Przejechaliśmy przez miasto Ayacucho z trudem, nieco błądząc, z powodu remontu ulic przelotowych i złego oznaczenia, aby wieczorem dojechać do miasta Huanta i przenocować w lokalnym hotelu.

17.04.2019 – środa - Huanta, Ayacucha - hotel 



Pół godziny jazdy od Huanta widzimy kaktusy kolumnowe, co powoduje, że musimy się zatrzymać. Na niewysokich wzgórzach rosną:





- Azureocereus hertlingianus GM2022, oraz
- Cylindropuntia tunicata GM2022.1 zawleczona tu z Meksyku

WP21 Fundo Iribamba, Ayacucho 2.330 mnpm

Po niemal trzech godzinach jazdy zatrzymujemy się, ale tu z kaktusów znajdujemy tylko:





- Weberbauerocereus rauhii GM2022.2

WP21A Quichuas, Huancavelica 2.640 mnpm

Doliną rzeki Rio Mantaro docieramy do miasteczka Izcuchaca. Przekraczamy rzekę po moście i kierujemy się w stronę Huancapampa. Tu zatrzymujemy się, by zobaczyć niewielkie i myślę, że narażone na zniszczenie ewentualną próbą poszerzenia drogi, bądź faktem nasadzenia w pobliżu szybko rosnących drzew eukaliptusowych, które za kilkanaście lat zagłuszą niższą wegetację, stanowisko:







- Lobivia wrightiana GM2023, jak i



- Oreocereus (Morawetzia) doelzianus sericatus GM2023.1

WP22 Huancapampa, Huancavelica 3.320 mnpm





Wróciliśmy do Izcuchaca by obejrzeć odbywający się tam targ, a ponadto zjeść coś. Jak zawsze w takich miejscach skupia się życie całego miasteczka, a może i okolicy.



Po zwiedzaniu centrum i pobycie w restauracji pojechaliśmy dalej na północ do dużego miasta Huancayo, aby zobaczyć znany kompleks skalny Torre Torre.







Są to skalne kolumny i grzyby wycięte przez wodę w piaskowcach. Gdy dojeżdżaliśmy przestał kapać delikatny deszczyk, a gdy wracaliśmy do auta znowu zaczął padać. Prócz nas kompleksu tego nie zwiedzał nikt więcej. Pomimo, że jest to obiekt godzien zwiedzania, najwyraźniej jest sporadycznie odwiedzana wyłacznie przez mieszkańców, o czym świadczy brak zorganizowanego dostępu.











Podjechaliśmy jeszcze do Parque de la Identidad Huanca i korzystając z faktu, że znowu przestało padać, ponad pół godziny wędrowaliśmy dróżkami tego obiektu, zrealizowanego nie dla turystów, ale mieszkańców miasta. Bardzo nam się ten park podobał i polecam z całego serca wszystkim podróżującym w tym kierunku.
Na nocleg dojechaliśmy do Jauja.

18.04.2019 - czwartek – Jauja, Junin


Stosunkowo niedaleko za miastem zatrzymaliśmy się po raz pierwszy, by w wysokiej trawie zobaczyć:







- Oroya peruviana ssp. ocolana GM2024, te rośliny stały po prostu w wodzie, i to chyba od dawna. Najwyraźniej one to lubią i długotrwałe przebywanie korzeni w wodzie przy niskiej temperaturze nie powoduje gnicia. Trzeba jednak pamiętać, że na tej wysokości promienie słoneczne, które tu operują niemal cały rok, sterylizują podłoże z ewentualnych patogenów.

WP23 Yanamarca, Junin 3.540 mnpm

Ponownie zatrzymaliśmy się za La Union, aby fotografować rosnące w wysokiej trawie:









- Oroya peruviana ssp. neoperuviana GM2025

WP24 Queropaguio, Junin 3.915 mnpm



Dojechaliśmy do miasta Oroya i rozpoczęły się korki na drogach. Cała Lima postanowiła wyjechać na okres świąt w rodzinne strony, a to spowodowało zatory. Przez miasto Oroya jechaliśmy ponad pół godziny, a dalej wcale nie było lepiej. Przed miastem Chicla zatrzymaliśmy się jeszcze, bo chciałem sprawdzić, co tu może rosnąć, ale zobaczyłem wyłącznie:
- Cumulopuntia sphaerica GM2025.1
WP24A Chicla, Lima 3.900 mnpm



Do Matucana dojechaliśmy około 17:00 i dalej nie było sensu się posuwać. Z trudem znaleźliśmy hotel, po czym wieczór spędziliśmy w centrum miasteczka i lokalu z pisco.

19.04.2019 – piątek – Matucana, Lima - hotel







Kolejny dzień kierowaliśmy się do Limy, podziwiając konstrukcje najwyżej położonej kolei na świecie, jak wiadomo zaprojektowanej i zrealizowanej przez Polaka - Ernesta Malinowskiego. Budowa tej linii pochłonęła około 1.500 ofiar, głównie Indian zatrudnionych w charakterze siły roboczej. Jak widać konstrukcje obejmowały głębokie przepaście, strome skały i drążenie tuneli. Tym niemniej władze Peru były mocno zmotywowane łatwością transportu bogactw naturalnych i ewentualne wypadki wkalkulowane zostały w tę akcję.
Po drodze wjechaliśmy w dolinę rzeki Santa Eulalia. Tutaj wszędzie są ośrodki wypoczynkowe dla mieszkańców Limy. Po pewnym czasie zauważyłem na skalistych zboczach po lewej stronie kolumnowe kaktusy, wobec czego konieczny był postój i przegląd terenu. Niełatwo było dostać się na te strome zbocza, ale po pewnym czasie zanotowałem obecność:





- Cleistocactus pungens GM2026



- Melocactus peruvianus GM2027



- Austrocylindropuntia pachypus GM2028
- Mila nealeana GM2029



- Haageocereus pseudomelanostele var. carminiflorus GM2030





- Loxanthocereus acanthurus GM2030.1

WP25 Huaynani, Lima 1.525 mnpm

Powróciliśmy do drogi głównej i pomału, w wielkim tłoku ruszyliśmy do Limy, a z niej skierowaliśmy się na Panamerykanę Północną. Tutaj również jechaliśmy ślimaczym tempem. Dopiero za Chancay przejezdność się trochę poprawiła. Zapadające szybko ciemności spowodowały, że udaliśmy się na wybrzeże w miejscowości Barranca. Na publicznej plaży można było rozstawić namioty, ale baños (szalety) czynne były tylko do godziny 17:30. Nota bene, w tych przybytkach nie było wody bieżącej, a tylko przygotowana w beczce z wiadrem do spłukiwania. Lepsze były tylko w pobliskiej restauracji, z której oferty skorzystaliśmy, ale też tylko do czasu jej zamknięcia - jednak dużo później.

20.04.2019 – sobota – Barranca, Lima - namioty



Za Paramonga wjechaliśmy w drogę PE-16 wiodącą na północny wschód i po jakimś czasie zatrzymaliśmy się na widok kaktusów porastających piaskowcowe wzgórza o sypiącej się powierzchni:



- Armatocereus procerus GM2031







- Melocactus peruvianus GM2031.1



- Haageocereus pseudomelanostele GM2031.2

WP26 Malvado, Ancash 590 mnpm

Po kilkunastu dalszych kilometrach zatrzymaliśmy się znowu, tym razem przy polach uprawnych, przez które trzeba było przejść, by dostać się do porośniętych kaktusami wzgórz. Tutaj zanotowałem:



- Mila caespitosa GM2032



- Espostoa melanostele GM2033



- Melocactus peruvianus GM2033.1



- Haageocereus pseudomelanostele GM2033.2

WP27 Chamana, Ancash 1.240 MNPM

Jadąc dalej, nagle, przy drodze zauważyłem zwieszające się ze skał, kwitnące czerwonymi, nieco ukośnymi kwiatami kaktusy. Były to:





- Borzicactus fieldianus GM2034

WP28 Cayacay, Ancash 2.345 mnpm

Po przekroczeniu 3.000 m wysokości, krajobraz się trochę zmienił. Zamiast suchej pustyni, dookoła było zielono i pojawiły się skały. W jednym takim miejscu zrobiłem postój, po czym zacząłem się drapać na te skały. Po pewnym czasie zauważyłem piękną populację niedawno opisanej:





- Echeveria cerrateana GM2035, a jeszcze wyżej pośród skał kwitnącą, ale tylko jedną



- Matucana haynei var. elongata GM2035.1

WP29 Santa Rosa, Ancash 3.440 mnpm

Dopiero wracając do auta na innej skale, ale w niedostępnym miejscu zauważyłem więcej matukan. Ponieważ nie kwitły, nie próbowałem się do nich dostać.

Wjechaliśmy w rozległą i zieloną dolinę rzeki Rio Santa. Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się w pobliżu Laguna Cashuro z pięknym widokiem na wysokie i ośnieżone Kordiliera Blanca, objęte parkiem narodowym Parque National del Huascaran. W wysokiej trawie łagodnych stoków chowało się przed nami wiele pięknych, gęsto ociernionych:









- Oroya borchersii GM2036, których pilnował taki pająk.



WP30 Laguna Cashuro, Ancash 4.050 mnpm





W Recuay zauważyliśmy kwitnącego Trichocereus pachanoi, co spowodowało konieczność sfotografowania rośliny, ale niedaleko podobną konieczność mieliśmy widząc piękne skały z grotami i interesującymi naciekami na powierzchni. Jest to obecnie miejsce turystyczne.

Za miastem Recuay zatrzymaliśmy się jeszcze raz, i tu na skalistych zboczach zanotowałem występowanie:





- Matucana haynei ssp. herzogiana GM2037, z których kilka kwitło

WP31 Tuctu, Ancash 3.400 mnpm

Pod wieczór zajechaliśmy do dużego miasta Huaraz, znaleźliśmy porządny hotel i poszliśmy zwiedzić miasto.







Od Plaza de Armas powędrowaliśmy uliczkami miasta, zatrzymaliśmy się w lokalu na „maracuja sauer” – smacznym napoju na bazie pisco, później w restauracji na dobrą kolację, po czym – ponieważ zaczęło padać i zrobiło się ciemno – wróciliśmy do hotelu.

21.04.2019 – niedziela – Huaraz, Ancash - hotel



Chciałem zobaczyć jeszcze góry Kordiliera Negra, w związku z tym ruszyliśmy serpentynami na zachód. Pierwszy postój wypadł nam na wysokości 4.000 metrów. Tu, pośród skał widziałem wiele:









- Matucana haynei ssp. herzogiana GM2037.1

WP31A Piruruyoc, Ancash 4.015 mnpm

Gdy osiągnęliśmy przełęcz Punta Callan, zatrzymaliśmy auto. W pobliżu, na mokrych łąkach widać było Austrocylindropuntia (Tephrocactus) floccosa ssp. crispicrinita GM2039, ale ja postanowiłem udać się na widniejące ponad przełęczą skaliste wzgórze. Droga pod górę na tej wysokości wymaga sporo czasu, ale w końcu doszedłem do skał, lecz tam znalazłem wyłącznie jednego kaktusa, najprawdopodobniej:



- Austrocylindropuntia floccosa ssp. yunganucensis GM2038





- Austrocylindropuntia floccosa var. crispicrinita GM2039

oraz marnie wyglądająca malutką



- Oroya borchersii

WP32 Punta Callan, Coriliera Negra, Ancash 4.325 mnpm

Wejście na to wzgórze, pobyt i zejście trwało jednak 1,5 godziny. Moja rodzina stwierdziła, że w odległości około 100 m, na skałach tuż przy drodze też są oroje, ale już nie poszedłem by je obejrzeć. Wróciliśmy tą samą drogą do Huaraz, po czym pojechaliśmy na północ.

Po 1,5 godzinie jazdy dotarliśmy do miasteczka Yungay. Jest ono znane na całym świecie, chociaż swojej sławy nie zawdzięcza niczemu dobremu. Otóż w dniu 31 maja 1970 roku nastąpiło trzęsienie ziemi o sile 7,9 stopnia Richtera, które trwało 45 sekund.



W jego wyniku z górującego nad miasteczkiem wulkanu Huandoy o wysokości niemal 6.400 mnpm oderwało się część zbocza ze skałami, ziemią i lodowcami. Po drodze porwane zostało także jezioro i cała ta masa o wielkości około 80 milionów metrów sześciennych zsunęła się doliną długości około 18 km z prędkością 280 do 320 km/h, przykrywając miasteczko oraz napotkane po drodze wioski. W wyniku katastrofy zginęło około 20.000 ludzi, w tym cała europejska ekspedycja himalaistów, w skład której wchodziła znaczna część rosyjskich i czeskich wspinaczy.



Lawina pokryła miasteczko warstwą około 30 metrów wysokości. Z kościoła obecnie wystaje z ziemi tylko iglica, z górną częścią okienka.



Z miasta pozostał tylko interesujący w swojej konstrukcji cmentarz położony na wzgórzu, przy czym to wzgórze obecnie nie jest już, za sprawą lawiny, tak wysokie jak niegdyś. Lawina pozostała w stanie nienaruszonym i całe to miejsce obecnie jest traktowane jako wielkie cmentarzysko. Dzisiejsze miasto Yungay powstało od nowa poza terenem ówczesnego miasta.



Przy Plaza de Armas w nowym Yungay zobaczyliśmy restaurację, z czego nie omieszkaliśmy skorzystać.

Dolina Rio Santa zwolna robiła się coraz węższa. W pewnym miejscu dostrzegłem kaktusy, wobec czego zrobiliśmy postój. Na niewysokich wzgórzach widziałem:



- Melocactus peruvianus GM2040



- Mila nealeana GM2040.1



- Espostoa melanostele var. nana GM2040.2



- Euphorbia phosphorea GM2040.3



- Jatropha macrantha GM2040.4

WP33 Rio Santa, Ancash 2.055 mnpm

Wkrótce dolina tak się zwęziła, że droga wąska na szerokość jednego auta, wiodła brzegiem urwiska spadającego kilkadziesiąt metrów do rzeki, a po drugiej stronie drogi, niemal pionowe skały piętrzyły się bardzo wysoko.



Miejscami skały były podcinane, bądź wykuwane były tunele, czasem z zakrętami, też wąskie na jedno auto.



Przed tunelami ustawione były znaki drogowe nakazujące trąbienie przed wjazdem do tunelu. Niektóre tunele długości niemal 1 kilometra, równie wąskie na jedno auto, miały wewnętrzne zakręty. Tutaj nie było już żadnej szansy na zatrzymanie się i poszukiwanie kaktusów. Niemniej trasa ta była bardzo interesująca i malownicza, chociaż niesamowicie stresująca. Pod wieczór dotarliśmy do górniczego miasteczka Huallanca, w którym skorzystaliśmy z gościnności jednego z wielu hostali.

22.04.2019 – poniedziałek – Huallanca, Ancash - hostal


Kilka kilometrów za Huallanca widzimy jakąś żwirownię, wobec czego krótki postój:



- Melocactus peruvianus GM2041
- Mila pugionifera GM2041.1







- Espostoa melanostele var. nana GM2041.2
- Neoraimondia arequipensis var. gigantea GM2041.3
- Opuntia pestifer GM2041.4





- Haageocereus pseudomelanostele ssp. chryseus GM2042

WP34 Huallanca, Ancash 1.350 mnpm



Znowu wjeżdżamy w wąski kanion Rio Santa z tunelami i znanymi już z dnia wczorajszego atrakcjami. Po dwóch godzinach takiej jazdy kanion trochę się rozszerza i pokazuje łagodniejsze zbocza gór. Zatrzymujemy się przy niewielkim cmentarzyku i znajdujemy:



- Melocactus peruvianus GM2043
- Espostoa melanostele var. nana GM2044
- Haageocereus pseudomelanostele ssp. chryseus GM2045



- Neoraimondia arequipensis var. gigantea GM2046



- Pygmaeocereus bieblii ssp. kuehhasii GM2047

WP35 Rio Santa – Mirador, Ancash 735 mnpm

Tuż przed Chuquicara zatrzymujemy się ponownie, by zanotować występowanie:



- Melocactus peruvianus GM2048



- Pygmaeocereus bieblii ssp. kuehhasii GM2049



- Mila caespitosa GM2050 oraz podobne
- Mila aff. caespitosa GM2051, ale dużo grubsza – być może hybryda
- Neoraimondia arequipensis var. gigantea GM2051.1

WP36 Chuquicara, Ancash 510 mnpm

Jeszcze przekraczamy most i jedziemy w górę rzeki Rio Tablachaca. Po pewnym czasie zatrzymujemy się widząc kaktusy. Są to:



- Melocactus peruvianus GM2051



- Haageocereus pseudomelanostele ssp. chryseus GM2051.2 oraz
- Pygmaeocereus biblii GM2052, ale tylko jedna roślina

WP37 Nuevo Quiroz, Ancash 740 mnpm

Droga wspina się ostro pod górę, a gdy nieco się wypłaszcza, na brązowych lawowych polach znajduję setki roślin:









- Pygmaeocereus biblii GM2053, czasami trudno przejść, by nie nadepnąć, oraz nieliczne
- Melocactus peruvianus GM2053.1

WP38 Ancos, Ancash 1.230 mnpm

Wracamy do Chuquicara, w przydrożnej restauracji dla górników zjadamy jakiś obiad i jedziemy dalej. Kolejny postój urządzamy przed rozlewiskami Rio Santa:





- Melocactus peruvianus GM2053.2 – forma o bardzo mocnych cierniach



- Haageocereus pseudomelanostele ssp. chryseus GM2053.3

WP38A Chimbote – Santa, Ancash 350 mnpm

Z drogi PE-12 wyjeżdżamy na Panamerykanę, czyli PE-1N i kierujemy się do Trujillo. Zbliża się zachód słońca, więc oczywistym jest że musimy gdzieś zanocować. Wybór pada na Puerto Morin, gdzie są plaże, na których prawdopodobnie można przenocować.



Wybieramy miejsce przy niewysokiej wydmie, mając nadzieję, że woda nas nie dosięgnie, aczkolwiek piasek jest wilgotny.

23.04.2019 – wtorek – Puerto Morin, La Libertad - namioty 


Przez noc nas jednak nie zalało. Spakowaliśmy się więc i pojechaliśmy w kierunku Trujillo. Zaraz na początku miasta wjechaliśmy w drogę prowadzącą do piramid. Piramida Słońca (wyższa) nie jest udostępniona do zwiedzania i można ją tylko podziwiać z zewnątrz.









Udostępniona jest Piramida Księżyca, w której aktualnie jeszcze trwają prace odkrywkowe i konserwatorskie. Obie te piramidy oraz niedalekie Chan Chan są największymi na świecie konstrukcjami, tak naprawdę, wykonanymi z błota. Myślę, że naprawdę warto odwiedzić te obiekty.







Następnym obiektem, który każdy turysta musi zaliczyć są gigantyczne ruiny Chan Chan. Tutaj również podstawą są cegły wykonane z niewypalanej gliny, które niestety, pod wpływem deszczu się rozkładają. Na szczęście deszcze tutaj od stuleci padają bardzo rzadko. Dzisiaj, aby je zabezpieczyć, nad wszystkimi ważniejszymi szczegółami umieszczone są zadaszenia.

Zwiedziliśmy też położone niedaleko muzeum kultury Chan Chan, po czym pojechaliśmy do wioski Huanchaco, której specjalnością jest wyplatanie trzcinowych łodzi.



Odwiedziliśmy molo i skorzystaliśmy z dobrej restauracji z widokiem na ocean, po czym trzeba było wracać do Limy.



Wieczór zastał nas w niewielkiej wiosce Vesique nad brzegiem oceanu, gdzie mogliśmy przenocować w namiotach na plaży należącej do przyległej restauracji.

24.04.2019 – środa – Vesique, Lima - namioty


Rano otrzymujemy w restauracji zamówioną wieczorem jajecznicę, po czym ruszamy w drogę. Przejeżdżając Panamerykaną przy wzgórzach porośniętych kaktusami musimy się zatrzymać, by sfotografować:







- Haageocereus pseudomelanostele ssp. acanthocladus GM2054



- Mila caespitosa GM2054.1

WP39 Caleta de Lobos 290 mnpm

Ponieważ mamy sporo czasu wolnego, korzystamy i udajemy się pozwiedzać ostatnie w programie ruiny preinkaskiego miasta Caral.



Droga do tej atrakcji, niestety, ale jest w bardzo złym stanie, więc sam dojazd trwa około godziny. Władze nie dbają o stan drogi, co bardzo ogranicza napływ turystów. A warto obejrzeć i te ruiny.

Po południu kwaterujemy się w hotelu w mieście Huacho, z którego dosyć blisko jest do Limy.

25.04.2019 – czwartek – Huacho, Lima - hotel



Po śniadaniu – w drogę.



W pewnym momencie dostajemy się w strefę przybrzeżnych mgieł garua tak, że niemal nic na drodze nie widać, tylko mleko. Niemniej w tych warunkach w oznaczonym miejscu zatrzymuję auto, które pozostaje na światłach awaryjnych, a ja idę w teren. Właściwie nie mam dokładnej lokalizacji, tylko punkt na autostradzie. Na nosa idę najpierw w jednym kierunku, ale teren mi nie odpowiada, wobec czego przechodzę przez autostradę i rozpoczynam poszukiwania (we mgle) w drugim kierunku. Po jakimś czasie znajduję obiekt poszukiwań, czyli niemal niewidoczne, w dużej mierze zniszczone:







- Haageocereus tenuis GM2055

WP63 Nuevo San Juan, Lima 297 mnpm

Lokalizacja ta, a właściwie kilka niewielkich, znajduje się na środku drogi, przebiegającej między ogrodzonymi działkami, z których właściciele już pozbyli się tych kłujących nieproszonych gości.
Myślę, że jest to obecnie najbardziej zagrożony wyginięciem Haageocereus.

Około południa docieramy do Limy, przez którą bardzo powoli się przesuwamy, szczególnie, że część nabrzeżna zablokowana jest przez setki tirów z kontenerami do magazynów portowych. Hotel mamy zamówiony od dnia następnego, ale liczymy na to, że uda nam się przenocować w nim i dziś. Tak też się dzieje.

Mając dużo czasu, wsiadamy w taxi i jedziemy do centrum miasta na zwiedzanie. Szybko okazuje się, że nie jest to takie proste, ponieważ Plaza de Armas z przylegającymi obiektami rządowymi została zamknięta dla wszystkich. Przyczyną są protestujący studenci. Idziemy więc na dobry obiad, po którym przez jedno z przejść jesteśmy wpuszczeni jako obcokrajowcy – turyści do centrum. Jeszcze jakieś zakupy pamiątek i idziemy dalej.













Kierujemy się do Parque de la Exposicion, gdzie o zmroku wszystkimi barwami mienią się fontanny, a w pewnym momencie rozpoczyna się widowisko z udziałem fontann, reflektorów i laserów, oraz wyświetlaniem filmików na rozproszonej mgle wodnej. Bardzo nam się to podobało. Po wszystkim znowu taxi powróciliśmy do hotelu.

26.04.2019 – piątek – Callao, Lima - hotelSeamens Club



Po hotelowym śniadaniu udajemy się na zwiedzanie półwyspu Callao, w nabrzeżnej restauracji jemy obiad i wracamy do hotelu, by odpowiednio się spakować i przygotować do odlotu.



















Po drodze podziwiamy kwitnące na ulicach drzewa i krzewy.



27.04.2019 – sobota – Callao, Lima - hotel Seamens Club



Po śniadaniu pakujemy się do auta, jedziemy na lotnisko, gdzie po krótkim oczekiwaniu zdajemy auto bez uwag. Niestety, ale pracownik, który odbiera auto, nie posiada pieniędzy, by zwrócić nam kaucję za auto. Do dzisiaj ta kaucja nie została nam zwrócona. Po prostu firma, z której wynajęliśmy auto, nie należy do solidnych. Auto nie było właściwie przygotowane i wynajęcie okazało się droższe niż to początkowo wyglądało. Drugi raz się na to nie damy nabrać i z oferty tej firmy nie skorzystamy. Do Warszawy dolecieliśmy via Paryż już późnym wieczorem następnego dnia.

Home

 

Licznik po zmianie serwera 31.100 + licznik na strone